Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rzecz dziwna, że krew nasza, co zmieszana
Kolorem, wagą, ciepłem się nie różni,
Pomiędzy ludźmi taką przepaść stawia!
Jeśli w niej wszystkie jednoczą się cnoty,
Jeśli to w tobie jedynie wstręt budzi,
Że ubogiego lekarza jest córką,
To masz do cnoty wstręt dla jej nazwiska.
Lecz nie rób tego, bo wierzaj Bertramie,
Gdy czyn szlachetny w lepiance się rodzi,
Szlachetność czynu na chatę przechodzi;
Kto się dmie rodem, a cnót nie ma razem,
Tam honor wodnej puchliny obrazem.
Dobre jest dobrem, złe złem bez nazwiska.
Treść ceną rzeczy, nie jej mianowiska.
Ona w dziedzictwie mądrość ma i wdzięki,
Jest to szlachectwo z szczodrej nieba ręki.
Tylko szyderstwo honoru posiada,
Kto się honoru synem zapowiada,
A nie ma razem cnót swego rodzica.
Czyny są herbem prawego szlachcica,
A nie krew przodków; honor, czcze nazwisko,
Na lada trumnę, jak na pośmiewisko,
Kłamstwo posieje, gdy często w mogile
Pruchnieją kości w zapomnienia pyle,
Którym należne ziemi uwielbienie.
Jeśli jej piękność dziewiczą masz w cenie,
Czego jej braknie, dostanie z mej ręki;
Własny jej posag: jej cnota i wdzięki,
A ja przyrzucę skarby i honory.
Bertram.  Kochać jej, królu, nie mogę i nie chcę.
Król.  Wierzaj mi, sam się krzywdzisz twym uporem.
Helena.  Dziękuję niebu, żeś otrzymał zdrowie,
Dosyć mi na tem; wyrzekam się reszty.
Król.  Tu o mój honor idzie, a mój honor
Potrafię władzą moją uratować.
Młody pyszałku, podaj jej twą rękę,
Niegodny skarbu, który ci powierzam,
Skoro się ważysz z pogardą odrzucać,