Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy taki nieład w moim jest rozumie.
O Boże, Boże! O piękny mój synu!
Moje ty życie, pokarmie, mój świecie!
Moja pociecho! smutków mych lekarstwo! (wychodzi)
Król Filip.  Pospieszę za nią; lękam się nieszczęścia (wychodzi).
Ludwik.  Nic mi na ziemi radości już nie da;
Życie jest nudne jak bajka, dwa razy
Opowiadana drzymiącemu dziecku.
Słodycze świata wstyd goryczą zatruł,
I wszędzie widzę wstyd tylko i gorycz.
Pandulf.  W ciężkiej chorobie najsilniejszy napad
Zazwyczaj powrót do zdrowia poprzedza;
Wszelkie złe, właśnie gdy nas ma opuścić,
Na pożegnanie najzłośliwiej bodzie.
Cóż utraciłeś z rozprawy tej stratą?
Ludwik.  Wszystkich dni moich chwałę, radość, szczęście.
Pandulf.  Byłbyś je pewno stracił, gdybyś wygrał.
Wierzaj, Fortuna, gdy nam chce usłużyć,
Pogląda na nas najgroźniejszem okiem.
Dziwna pomyśleć, jak wiele Jan stracił
W tem, co mu dzisiaj wygraną się zdaje.
Czy cię nie smuci, że Artura pojmał?
Ludwik.  Równie serdecznie jak jego to cieszy.
Pandulf.  Umysł twój równie jak krew twoja młody.
Posłuchaj teraz moich słów proroczych,
Bo samo tchnienie słów, które wypowiem
Odwieje każdą słomkę, każdy pyłek
Z gościńca, który powiedzie cię prosto
Do angielskiego tronu; a więc słuchaj:
Król Jan Artura pojmał, być nie może,
Aby, dopóki bije serce dziecka,
Jan przywłaszczyciel znalazł choć godzinę,
Choćby minutę, choćby okamgnienie
Od ciężkiej troski wolnego wytchnienia.
Berło wydarte gwałtem, pośród burzy,
Śród burz i gwałtów musi być dzierżone.
Na śliskiej drodze kto postawił nogę,
Chwyta podporę jakkolwiek wzgardliwą.