Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gospod.  Gadaj sobie, co chcesz, nie myślę ja pić ani kul ani pistoletów; nie mam zwyczaju pić więcej, niż co mi na zdrowie, dla niczyjej przyjemności, nie, nie mam zwyczaju.
Pistol.  Więc do ciebie, panno Doroto, strzelam do ciebie.
Dorota.  Do mnie strzelasz? Gardzę tobą, obrzydły nicponiu. Co? ty biedny, nikczemny kapcanie, bez koszuli oszuście? Precz mi stąd, spleśniały łotrze, precz mi! Nie dla ciebie to kąsek, wart on twojego pana.
Pistol.  Znamy się, panno Doroto.
Dorota.  Precz mi stąd, nędzny rzezimieszku! brudny czopie, precz mi! Na to wino, utopię nóż mój w twoich zgniłych szczękach, jeśli sobie pozwolisz bezczelnie za panbrat mnie traktować. Precz mi stąd, nędzna butelko na piwo! ty stęchły kuglarzu! — A to znowu odkąd, proszę, mopanku? — Co? czy dlatego, że masz dwie gwiazdki na ramieniu? A to mi rarytas!
Pistol.  Zamorduję ci za to twoje kryzy.
Falstaff.  Dość tego, Pistolecie; nie chciałbym, żebyś tu wypalił. Strzelaj, ale nie w naszej kompanii.
Gospod.  Nie, dobry kapitanie Pistolecie, nie tu, słodki kapitanie.
Dorota.  Kapitanie? A ty obrzydły, potępiony oszuście, czy cię nie wstyd, że cię nazywają kapitanem? — Gdyby kapitanowie jak ja myśleli, kijami by cię wypędzili, że śmiałeś przybrać ich tytuł, nim na niego zasłużyłeś. Ty kapitanem? ty, niewolniku! A to za co? Czy za to, że podarłeś kryzy biednej dziewce w zamtuzie? On kapitanem! Ten szubienicznik? Ten łajdak? Żyje spleśniałemi śliwkami i sucharami. Kapitan! te łotry zrobią wyraz kapitan, tak znienawidzonym, jak słowo: posiadać, które bardzo uczciwem było kiedyś słowem, nim się dostało w złe towarzystwo. Niechże się panowie kapitanowie mają na baczności.
Bardolf.  Proszę cię, zejdź na dół, dobry chorąży.
Falstaff.  Słuchaj mnie, panno Doroto.
Pistol.  Ja? Ani myślę. Powiem ci, kapralu Bardolfie, że go-