stąpmy do nowin od dworu. Naprzód co do rabunku, mój chłopaku, załatwiłeś tę sprawę?
Ks. Henr. Moja ty słodka wołowino, zawsze być muszę twoim dobrym aniołem: zwrócone już są pieniądze.
Falstaff. Wcale mi nie do smaku to zwrócenie: to praca podwójna.
Ks. Henr. Pogodziłem się z moim ojcem; mogę dziś wszystko co zechcę.
Falstaff. A więc na pierwszą próbę zrabuj mi skarb publiczny, a zrabuj rąk nie myjąc.
Bardolf. Usłuchaj go, mości książę.
Ks. Henr. Otrzymałem dla ciebie, Jasiu, miejsce w piechocie.
Falstaff. Wolałbym w konnicy. Gdzie ja znajdę dobrego złodzieja? Cobym nie dał za ćwiczonego złodzieja, mniej więcej dwadzieścia dwa lat liczącego! Strasznie koło mnie krucho! Co robić! Dzięki Bogu, że ci buntownicy tylko na uczciwych ludzi się zawzięli; pochwalam ich, wielbię ich za to.
Ks. Henr. Bardolf!
Bardolf. Mości książę?
Ks. Henr. List ten poniesiesz do Jana z Lancaster,
Mojego brata; ten wręczysz lordowi
Westmorelandu. — A my na koń, Poins!
Bo nim wybije godzina obiadu,
Mamy trzydzieści mil przegalopować.
Jasiu, o drugiej jutro popołudniu
Nie zaśpij tylko w Temple-hall na mnie czekać,
Tam moje dalsze odbierzesz rozkazy,
I na kompanii twej zaciąg fundusze.
Kraj w ogniu; Percy ciągnie na swych czele,
Jeden z nas padnie, dwóch nas tu za wiele.
Falstaff. Prześliczne słowa! Teraz, gospodyni,
Daj mi śniadanie; ach, co to za szkoda,
Że bębnem moim ta nie jest gospoda!