Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Że cię jedynie niebo naznaczyło
Na zemsty rózgę za me przewinienia;
Inaczej bowiem nizkie namiętności,
Nikczemne, podłe, rozpustne zachcianki,
Marne rozkosze i nieokrzesanych
Koło przyjaciół, w które sam się wplotłeś,
Z twej krwi wielkością mogłyżby iść w parze,
Stawać do równi z książęcem twem sercem?
Ks. Henr.  Jakżebym pragnął, miłościwy panie,
Tak wszystkie wady me usprawiedliwić,
Jak mi nie trudno będzie się oczyścić
Z mnogich oskarżeń na mnie zaniesionych.
Pozwól mi tylko na względność twą liczyć,
Gdy fałsz niejednej wykażę powieści,
Którą w królewskie szepce nieraz ucho
Podły nowiniarz, z lizusa uśmiechem,
Pozwól rachować na twe przebaczenie,
Gdy szczerym żalem pewne błędy wyznam,
W które się młodość moja zabłąkała.
Król Henr.  Odpuść ci Boże! lecz dziwić się muszę,
Jak twe zapędy mogły się odstrychnąć
Od przodków twoich szczytnego polotu.
Twe miejsce w Radzie straciłeś prostactwem,
I brat twój młodszy zastąpić cię musiał.
Wszystkie już prawie postradałeś serca
Mojego dworu i krwi mojej książąt;
Wszystkie nadzieje o twojej przyszłości
Zmarniały dawno; każdy mój poddany
Proroczym duchem upadek twój widzi.
Gdybym tak szczodry był w mej zażyłości,
Tak ludzkim oczom się pospolitował,
Tak się sromocił gminnem towarzystwem,
Opinia, co mi do tronu pomogła,
Posiadaczowi zostałaby wierną,
W cieniach wygnania do dziś zostawiła
Mężem bez wpływu, blasku i znaczenia.
Rzadko widziany, każdym moim ruchem
Budziłem ludzki podziw jak kometa;