Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rzucam go; swego niech broni honoru,
Jeżeli może wrócić do ojczyzny.
Boling.  Wszystkie wyzwania pod zakładem stoją,
Dopoki Norfolk do Anglii nie wróci;
A wróci; choć jest mym nieprzyjacielem,
Wszystkie mu włości i zamki oddaję:
Ten spór z Aumerlem rozstrzygniem pod ów czas.
Biskup.  Dzień ten szczęśliwy nigdy nam nie zejdzie.
Wygnany Norfolk za Chrystusa walczył;
Nie raz na świętych polach chrześcijańskich
Sztandary Krzyża odważnie rozwijał
Przeciw poganom, czarnym Saracenom.
Znużony wojną do Wenecyi przybył,
Tej pięknej ziemi ciało swoje oddał,
Gdy jego czysta uleciała dusza
Do swego wodza, do Chrystusa Pana,
Pod sztandarami którego walczyła.
Boling.  Jakto, biskupie, mówisz: Norfolk umarł?
Biskup.  Umarł tak pewno, jak to, że ja żyję.
Boling.  Niech słodki pokój słodką jego duszę
Na Abrahama łono poprowadzi! —
Wyzwania wasze stoją pod zakładem,
Póki wam sądu dnia nie wyznaczymy.

(Wchodzi York z orszakiem).

York.  Książe Lancastru, przychodzę do ciebie
W pognębionego imieniu Ryszarda,
Który cię chętnie za dziedzica bierze
I berło składa w królewskie twe ręce.
Zasiądź na tronie, z którego zstępuje:
Niechaj nam długo żyje Henryk czwarty!
Boling.  Królewskie berło w imię boże biorę.
Biskup.  Uchowaj Boże! Chociaż moje słowa
Szorstkie się zdadzą królewskiemu uchu,
Prawdę powiedzieć jest mą powinnością.
Gdyby w szlachetnym zborze tym był jeden
Mąż dość szlachetny, aby wedle prawa
Mógł szlachetnego Ryszarda być sędzią,
Szczera szlachetność by go nauczyła