Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie radź tym, co się sami chcą kierować:
Tchu ci nie staje, a chcesz go marnować.
Jan z Gan.  Zda się, że jestem natchnionym prorokiem,
Przyszłość mu jego przepowiem, konając:
Rozpusty jego krótki płomień będzie,
Bo sam gwałtowny pożera się ogień;
Deszczyk trwa długo, burza nagle mija;
Ciągłym galopem koń prędko się męczy,
I żarłok własnym dusi się pokarmem.
Jakby kruk morski, próżność lekkomyślna
Gdy wszystko połknie, pożera się sama.
Ten tron monarchów, wyspa berłowładna,
Królewska wyspa, ta Marsa siedziba,
Ton drugi Eden, ta raju połowa,
Twierdza, natury postawiona ręką
Przeciw napaściom, przeciw dłoniom wojny;
Ten lud szczęśliwy, sam w sobie świat mały,
Ten klejnot w srebrne oprawiony morze,
Które mu stoi za sypane wały,
I za przekopy obronnego zamku,
Przeciw zazdrości mniej szczęśliwych krain;
Błogosławione królestwo, ta Anglia,
Ta mamka, łono to w mocarzy płodne,
Wielkich potęgą, swoim rodem słynnych
Przez swą rycerskość w służbie chrześcijaństw
Przez czyny swoje tak znanych daleko
Jak grób odległy Zbawiciela świata,
Błogosławionej Maryi Panny syna;
Dusz ziemia drogich, droga, droga ziemia,
Droga dla chwały po świecie rozsianej.
W dzierżawie teraz, (mówiąc to, umieram,)
Jak podła lenność, albo lichy folwark.
Anglia, owita w tryumfalne morze,
Odpychająca swych brzegów granitem
Zazdrosne fale mściwego Neptuna,
Teraz owita w plamy atramentu,
I przegniłego hańbę pergaminu.
Anglia, sąsiadów przywykła podbijać,