Aby Ofelię niby przypadkiem
W drodze napotkał: sam się z jéj ojcem
Skryję w tém miejscu, tak niewidzialni
Widząc, osądzim z tego spotkania,
Czyli istotnie troska miłości,
Czyli rzecz inna była powodem
Jego cierpienia.
Chętnie ulegam.
Co, Ofelio, ciebie się tycze,
Życzę, by twoja cnota i wdzięki
Były dzikości syna przyczyną:
Z twojéj się cnoty spodziewać mogę,
Że go na dawną sprowadzisz drogę
Z wielkim honorem dla was obojga.
Pragnę, królowo, aby to było.
Tu się przechadzaj, moja Ofelio; —
Skryjmy się, królu, gdy się podoba: —
Czytaj tę xiążkę, aby ten pozor
Dobrze wymawiał twoję samotność. —
Częstośmy za to warci nagany, —
Jak dowiedziono, — ze potrafimy
Mową pobożną, świętym uczynkiem
Pięknie ocukrzyc nawet szatana.
Wielka to prawda! Jakże ta mowa (na stronie)
Daje bolesną plagę sumieniu!