Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
44
HAMLET.

Najbezwstydniejsze nakłonił szpetnie
Żonę na pozór najczystszą w świecie:
Jaki tu spadek, o mój Hamlecie!
Odemnie, w którym miłość szlachetnie
Wiodła za rękę święte przysięgi
Dane przy szlubie; do niedołęgi
Spadła, którego wszystkie przymioty
Niczem są przy mnie.
Lecz jak zwieść Cnotę Rozkosz nie zdoła,
Choć się w postaci nieba zaleci-,
Tak Chuć przykuta i do anioła,
Który się szczęścia promieniem świeci,
Znudziwszy sobie w rajskim kochanku,
Spadnie do śmieci.
Lecz cicho! czuję oddech poranku;
Krótko więc powiem: — Gdym ze zwyczaju
Spał po obiedzie w sadzie nad zdrojem,
Stryj twój, jak żmija szatańska w raju,
Pełznąc w bezpiecznem spocznieniu mojém,
Wlał jad do mego ucha krużganku,
Sok przeklętego ziela szaleju,
Co nieprzyjazny dla krwi człowieka,
Jak żywe srébro, prędko przecieka
Wszelkie kanały ciała budowy;
Jak mleko kwasem, tak swoją mocą
Krew czysta, zdrową, ścina i zwarza:
Tak moję zwarzył; jak u Łazarza,
Tak u mnie w mgnieniu strup był na strupie,
W jednéj się zlało brzydkiéj skorupie
Gładkie me ciało.
Tak pozbawiony we śnie od brata
Życia, korony, żony i świata;