Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
54
KUPIEC WENECKI.

Gracyano. Signor Bassanio i ty, cna signoro!
Życzę wam wszelkich pociech, jakich sobie
Życzyć możecie; nie przypuszczam bowiem,
Abyście sobie mogli tego życzyć,
Iżbym takowych ja był pozbawiony.
Skoro zaś macie uroczyście święcić
Zakład wzajemnej wiary, toż pozwólcie
I mnie współcześnie zostać oblubieńcem.
Bassanio. I owszem, tylko sobie znajdź wprzód żonę.
Gracyano. Jużem ją sobie znalazł, z waszej łaski.
Wzrok mój w chyżości równa się waszemu:
Signor ujrzałeś panię, a ja pannę;
Zakochałeś się i ja zakochałem.
Bo powolnością nie grzeszę, podobnie
Jak mój łaskawy pan. Los twój, signore,
Zależał od tych tajemniczych skrzynek,
I mój też, jak się w skutku okazało.
Czyniąc tu bowiem moje oświadczenia
Tak, żem aż spotniał, i zaprzysięgając,
Moje afekta tak, że mi od zaklęć
Aż podniebienie wyschło, otrzymałem
Od tej piękności w końcu przyrzeczenie,
Jeżeli się na przyrzeczeniach kończy,
Że mi swe serce odda, skoro tylko
Szczęście uczyni cię, signore, panem
Ręki jej pani.
Porcya. Prawdaż to, Nerysso?
Neryssa. Tak, pani, jedli pani to potwierdzisz.
Bassanio. Myślisz-że o tem na seryo, Gracyano?
Gracyano. Jak najseryoźniej.
Bassanio. Związek wasz uświetni
Nasze wesele.
Gracyano (do Neryssy). Założym się z nimi
O tysiąc dusiów, komu się urodzi
Pierwszy sukcesor.
Neryssa. I położym stawkę?
Gracyano. Nie, raczej z sobą to uczynim. Ale
Któżto się zbliża? Lorenc z swą poganką.
Ho! i mój stary przyjaciel Soleryo.