Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
52
KUPIEC WENECKI.

I nie dokończyć dzieła. Ależ patrzcie!
O ile prawda moich słów uwłacza
Temu cieniowi, za słabo go wielbiąc,
O tyle także ten cień ustępuje
Przed rzeczywistą prawdą. Oto karta,
W której treść mego szczęścia jest zawarta.

(Czyta).

Ty, coś się trzymał prawej szali,
Gardząc tem, co lśni okazalej,
Roztropność twą fortuna chwali;
Bądź kontent i nie szukaj dalej.
Serce-li twe się k’temu skłania,
Czego ci posiąść los nie wzbrania,
Zbliż się do lubej bez wahania,
Upomnieć się pocałowania.
Słodki nakazie! — Luba, pozwól zatem.

(Całuje ją).

Umocowany tym prawnym mandatem
Stojąc przed tobą, sam z sobą spór wiodę,
Jak ktoś, co z drugim walcząc o nagrodę,
I słysząc poklask w zgromadzonym tłumie,
Oszołomiony topi się w zadumie,
I pyta siebie: dla mnież te poklaski?
Tak i ja, jeszcze niepewny twej łaski,
Nie śmiem radością mego szczęścia mierzyć!
O, stwierdź je, poświadcz, pozwól mi w nie wierzyć!
Porcya. Signor Bassanio, pisz mię, jak mię widzisz.
Dla siebie samej nie byłabym pewnie
W żądaniach moich zbyt wymagającą,
Pragnąc o wiele być lepszą, niż jestem;
Ale dla ciebie radabym w trójnasób
Dwadzieścia razy spotęgować siebie,
Być tysiąc razy piękniejszą, niż jestem,
Dziesięć tysięcy razy tak bogatą.
Dlatego tylko, żeby większej ceny
Nabrać w twych oczach, radabym pod względem
Przymiotów, wdzięków, mienia i znaczenia
Stać wyżej ceny. Ale cała suma
Wartości mojej wynosi zaledwie