Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
8
KUPIEC WENECKI.

Gracyano. Ja zaś wolę na niej
Odgrywać rolę śmieszka: niech mi czoło
Pokryją zmarszczki od pustot i śmiechu,
I niech mi raczej pierś pała od wina,
Niżby mi miały serce mrozić jęki.
Potrzebaż aby człowiek z krwią gorącą,
Siedział jak dziadek kuty z alabastru?
Spał, kiedy czuwa, i w żółtaczkę wpadał
Od tetryczności? Posłuchaj, Antonio;
Kocham cię, przyjaźń mówi przez me usta:
Jest rodzaj ludzi, których twarz przybiera
Pewną powłokę, jak woda w kałuży;
Którzy z umysłu milczą, chcąc uchodzić
Za wzór mądrości, wiedzy i powagi,
Jakby mówili: „Ja jestem wyrocznią,
A gdy otworzę usta, wara wtedy
Musze przelecieć“. O tak, mój Antonio:
Znam ludzi, którzy mają reputacyę
Głęboko mądrych, dlatego jedynie,
Że nigdy, nic nie mówią; którzy mówiąc,
Na potępienie skazaliby pewnie
Swoich słuchaczy, bo ci by zgrzeszyli
Mianując, swoich bliźnich półgłówkami,
Powiem ci o tem więcej inną razą;
A teraz, proszę cię, zaniechaj łowić
Takie piskorze, obłędnej opinii.
Idźmy, Lorenco. Bądź zdrów i krzep serce:
Skończę egzortę moją po wyżerce.
Lorenco. Zobaczym się więc w porze obiadowej.
Muszę być jednym z owych niemych mędrców,
Bo mi Gracyano nigdy nie da mówić.
Gracyano. Żyj jeno ze mną przez parę lat jeszcze,
A dźwięku głosu własnego zapomnisz.
Antonio. Bywajcie zdrowi! Dla miłości waszej
Stanę się z czasem gadułą.
Gracyano. Tak uczyń.
Milczenie bowiem zaleca jedynie
Ozór w pęcherzu i skromność w dziewczynie.

Odchodzi z Lorencem.