Szlachcic. Czy od tych idziesz, co wytrwali?
Postumus. Od tych.
Lecz wy snać od tych, co pierzchnęli?
Szlachcic. Od tych.
Postumus. Ha, prawda, wszystko tam było stracone
Oprócz nadziei na niebie. Król nawet
Odbiegł od skrzydeł, szeregi przerwane;
Gdzieś spojrzał, plecy tylko widać naszych,
Tłumnie uciekających do wąwozu.
Rozochocony w róg, krwi świeżej żądny,
Na zapas rąbał, więcej rąbał prawie,
Niż mu starczyło mieczów, dobijając
Śmiertelnie rannych i tych ledwie tkniętych,
Którzy ze strachu tylko padli. Wąwóz
Trupami zatkał się i ranionymi
Sromotnie w plecy — nakoniec tchórzami,
Ocalonymi, aby zginąć w hańbie.
Szlachcic. Gdzie to ów wąwóz?
Postumus. Tuż przy polu walki,
Oszańcowany rowem i nasypem,
Dzieło starego rycerza — przysięgam —
Zacnego wielce. Zasłużył, zaprawdę,
By za to, co dziś zrobił dla ojczyzny,
Późnego dożył wieku, białych włosów.
On to w wąwozie wraz z dwoma chłopcami,
(Pacholętami, co raczej do pląsów
Niźli do takiej nadają się rzezi;
Piękniejsze liczka ich, niżeli owe,
Które czar chroni wstydliwość pod maski);
On tedy zajął drogę, gromiąc zbiegów:
„Brytański jeleń pierzcha, nie wojownik!
W piekło pędzicie wy, uciekający!
Stójcie, bo jak Rzymianie rzezać będziem
Na sposób bydła was, płochliwe bydło!
Zbawi was jeden wstecz rzut oka groźny!
Stójcie!“ I z trzech tych, jakby trzy tysiące