Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
227
AKT PIERWSZY. SCENA SIÓDMA.

Jachimo. Nieinaczej, sądzę.
Bardzo wesoły. Nikt go nie prześcignie
W figlach i żartach. Zwą go też powszechnie
Swawolnym synem Anglii.
Imogena. Będąc tutaj,
Objawiał skłonność do smutku, jakkolwiek
Przyczyn sam nie znał.
Jachimo. Ja go nie widziałem
Nigdy poważnym. Leonat ma druha
Francuza, pan to znakomity wielce;
Serce zostawił, zdaje się, w ojczyźnie,
Okrutnie wzdycha więc. Wesoły Anglin,
Wasz cny małżonek, śmieje się i woła:
Pęknę, doprawdy, gdy pomyślę sobie,
Że człowiek, który z słuchu i doświadczeń
Wie, czem kobiety są i czem być muszą,
Będąc swobodnym, tęsknić jeszcze może
Do jarzma.
Imogena. Tak powiada mój małżonek?
Jachimo. Tak — i aż płacze ze śmiechu. Prawdziwa
Rozkosz, posłyszeć go, jak kpi z Francuza.
Ano, bywają wśród mężczyzn czasami
Nagany godni.
Imogena. Nie on jednak, sądzę.
Jachimo. Zachowaj Boże! Choć za łaskę niebios
Mógłby wdzięczniejszym być. On mnie zadziwia.
Ale co do was, księżno, (w której widzę,
Zyskał Leonat więcej, niż zasłużył),
Podziw z współczuciem łączą się.
Imogena. Dla kogo?
Jachimo. Dla dwojga istot.
Imogena. Czy ja jedna jestem?
Tak dziwnie patrzysz. Cóż we mnie takiego
Widzisz, co litość wzbudza?
Jachimo. Rzecz to smutna!
Gdy ktoś porzuca słońce i szczęśliwym
Czuje się w norach ohydnych przy blasku
Łojówki.