leniem, przedziwnie wznosi go ponad słuszną miarę — może być dla tego tylko, by ją utwierdzić w postanowieniu. Jakże łatwo bowiem mogłoby ono runąć pod atakiem byle kolubryny, gdyby pojęła za mąż żebraka, którego ubóstwa nie zrównoważą najwyższe przymioty! Jakimże to jednak stało się sposobem, iż zamieszka on u was? Skąd data?
Filaryo. Ja i jego ojciec byliśmy towarzyszami broni; ileż to razy ocalił mi on życie!
Otóż i mój Anglik! Wciągnijcie go do waszego grona, jak przystoi ludziom stojącym na wyżynie waszego wykształcenia, wobec tak znakomitego cudzoziemca. Proszę was bardzo, zaznajomcie się waszmoście z tym panem, z którym wiążą mnie węzły zaszczytnej przyjaźni.
Francuz. Miałem sposobność poznać pana już w Orleanie.
Postumus. Istotnie. Od tego też czasu jestem dłużnikiem pańskim i chociaż długi zawsze staram się płacić, nie wiem jak wyrównam rachunek doznanej ze strony waszmość pana uprzejmości.
Francuz. Zbyt wysoko cenicie, panie, drobne moje przysługi. Sprawiło mi to prawdziwą przyjemność, iż mogłem pogodzić pana z moim rodakiem. Czyż nie należałoby ubolewać, gdybyście w przystępie zabójczego rozgoryczenia stanęli naprzeciw siebie z powodu takiej drobnostki.
Postumus. Wybaczcie, panie; byłem wtedy młodym jeszcze podróżnikiem. Kierowała mną raczej chęć samodzielności, niźli rozsądek, który nakazuje we wszystkiem podlegać cudzym doświadczeniom. Lecz i dzisiaj, gdy zapatrywania moje już dojrzały — choć nie wiem, żali nie jest pyszałkostwem, przypisywać sobie coś podobnego — i dzisiaj nie wydaje mi się to, o co nam poszło, taką drobnostką.
Francuz. W każdym razie, powód do rozprawy był za drobny; zwłaszcza dla ludzi, z których jeden drugiego byłby zabił niezawodnie, a kto wie, może nawet obaj byliby zginęli.