Przez nową zdradę życiem zapłacicie,
Gdy pomoc wasza da mu dziś zwycięstwo.
Polećcie mnie pewnemu Hubertowi.
Przyjaźń dla niego i ten wzgląd, że z Anglii
Wyszedł mój pradziad, obudziły we mnie
Sumienie wszystko to wam wyspowiadać.
Proszę-ż was, za to, precz mię stąd wynieście,
Zdala od zgiełku i hałasu bitwy,
Gdziebym ostatek myśli mógł przemyśleć
W pokoju, i rozdzielić duszę z ciałem
W cichem dumaniu i pobożnych chęciach.
Salisbury. Chętnie ci wierzę. Biada mojej duszy,
Jeśli mi nie jest miłą niespodziana
I piękna zręczność, która nas napowrót
Wraca śladami podłej tej ucieczki.
Jak uchodząca powódź, opuszczamy
Zbyteczny wylew, bieg nieregularny,
Wracamy zwolna w brzegi przekroczone,
I w cichem posłuszeństwie upływamy
Do swego morza, do swojego króla.
Własnem ramieniem wynieść cię pomogę,
Bo widzę w oczach twoich ciężką w alkę
Życia ze śmiercią. Dalej! przyjaciele!
Szczęśliwie nasza zmienia się wyprawa.
I to ucieczka — lecz pod stare prawa.
Ludwik. Zdawało mi się, że dziś słońce wcale
Nie zejdzie z nieba, w miejscu zatrzymane.
Krwawiło cały zachód, gdy angielskie
Wojsko plac boju nazad rozmierzało
W słabym odwrocie. Dobrześmy zrobili,
Żeśmy im, właśnie jakby na dobranoc,