Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wolunmia. Uczyń tak, synu, proszę cię; pójdź do nich
Z tą czapką w ręku; unieś ją do góry,
Pocałuj ziemię kolanami, (w takich
Bowiem okazyach gęsta są wymową,
A oczy gminu wrażliwsze niż uszy),
Kiwaj im głową, aby pomyśleli,
Że twarde serce twe skruszało, zmiękło,
Jako dojrzała morwowa jagoda,
Którą najmniejszy wiatr strząsa. Lub wreszcie
Powiedz im, żeś jest żołnierzem, że będąc
W bitwach i w wrzawie wychowanym, nie masz
Tego łatwego, słodkiego obejścia,
Które właściwie, jak to sam przyznajesz,
Miećbyś powinien; a którego oni
Właściwie mogą od ciebie wymagać,
Skoro się starasz o ich względy. Wszakże
Uczynisz wszystko, co będzie w twej mocy,
Ażeby się im nadal przypodobać.
Meneniusz. Weź się w ten sposób do rzeczy, a wszystkich
Sobie zniewolisz; bo tacy prostacy
Równie pochopni są do przebaczenia,
Gdy ich pogłaszczesz, jak skorzy do krzyków
O lada bzdurstwo.
Wolunmia.Jeszcze raz cię proszę,
Posłuchaj rady i pójdź do nich, chociaż
Wiem, że wolałbyś za nieprzyjacielem
W ognistą otchłań skoczyć, niż mu w chłodzie
O włos pochlebić. Otóż i Kominiusz.

(Wchodzi Kominiusz).

Kominiusz. Byłem na rynku; wypada ci śpiesznie
Zebrać stronników lub szukać ucieczki
W zimnej krwi albo oddaleniu. Wszystko
Wre przeciw tobie.
Meneniusz.Niech jeno uprzejmie
Do nich przemówi.
Kominiusz.Toby prawdziwie mogło
Zaradzić złemu, ale czy on tylko
Potrafi zdobyć się na to?