Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pierwszy obywatel. Ta, jużci? niby tak.
Brutus.Prosimy bogów,
Ażeby się on wam za to odwdzięczył.
Drugi obywatel. Dałyby bogi! Według mojej biednej
Miary widzenia zdało mi się jakoś,
Że on z nas szydził, prosząc nas o głosy.
Trzeci obywatel. Ba, nawet drwił z nas.
Pierwszy obywatel.Ej, to taki jego
Sposób mówienia; nie myślał drwić.
Drugi obywatel.Żaden
Z nas, oprócz ciebie jednego, nie wątpi,
Że on się z nami obszedł pogardliwie;
Powinien nam był pokazać znamiona
Swojej zasługi, rany odebrane
W obronie kraju.
Sycyniusz.Musiałci je przecie
Pokazać. Jakto, nie?
Obywatele. (jeden przez drugiego). Nikt ich nie widział.
Trzeci obywatel. Powiedział, że ma rany, że je
Zaprezentować nam gdzie na uboczu gotów
Potem skłaniając się z urągowiskiem,
Rzekł: Chciałbym zostać konsulem, atoli
Bez waszych głosów, dawny zwyczaj nie chce
Na to pozwolić; dajcie mi więc głosy.
Kiedyśmy mu w tem uczynili zadość,
Wtedy przebąknął: — Dziękuję wasanom
Za wasze głosy, — lube głosy! — teraz,
Mając je w garści, nie mam już z wasaństwem
Nic do czynienia. — Nie byłyż to drwiny?
Sycyniusz. Alboście byli ślepi, żeście tego
W lot nie spostrzegli; albo dobroduszni
Jak dzieci, żeście spostrzegłszy to, dali
Mu jednak głosy.
Brutus.Czyżeście nie mogli
Tak mu powiedzieć, jak was nauczono?
Nie mając władzy, będąc jeszcze w rzędzie
Prostych sług państwa, był on wrogiem waszym.
Zawsze opierał się waszym swobodom
I przywilejom, które posiadacie,
Stanowiąc ciało rzeczypospolitej.