Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

My tu w Koryolach zostaniem ku straży
I ku obronie. Jeśli nas obiegną,
Przyjdź nam na odsiecz; nie sądzę jednakże,
Abyś ich znalazł przygotowanymi.
Aufidyusz. O! nie uwodźcie się, mówię wam o tem
Jako o rzeczy pewnej, więcej powiem:
Liczne oddziały ich wojsk już są w marszu
I tu zmierzają. Żegnam was, panowie.
Jeśli się spotkam z Kajusem Marcyuszem,
Nie będzie żartów między nami, bośmy
Przysięgli sobie wzajem póty walczyć,
Póki jednemu z nas tchu nie zabraknie.
Wszyscy. Niech cię bogowie wspierają!
Aufidyusz.I w zdrowiu
Was utrzymują!
Pierwszy senator.Żegnaj!
Drugi senator.Żegnaj!
Wszyscy.Żegnaj!

(Wychodzą).
SCENA TRZECIA.
Rzym. Komnata w domu Marcyusza.
WOLUMNIA i WIRGILIA (siedzą na stołkach i szyją).

Wolumnia. Proszę cię, córko, śpiewaj, a przynajmniej bądź weselszą. Gdyby mój syn był moim mężem, bardziejbym się czuła szczęśliwą w jego nie obecności, która mu jedna sławę, niż w jego objęciach, któreby mi świadczyły o jego miłości. Gdy jeszcze małem był chłopięciem, jedynym owocem mego żywota; gdy jego młodość i uroda wszystkich pociągała oczy; gdy inna matka takiego dziecka, na całodzienne prośby królów nie byłaby odstąpiła jednej godziny spoglądania na nie: wtedy ja marząc o jego przyszłości, myśląc, że ta piękna postać bez wieńca chwały byłaby tem, czem marny obrazek zawieszony na ścianie, znajdowałam uciechę w wyszukiwaniu dlań niebezpieczeństw, wśród których mógł się dobić