Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/536

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.

mysłu prosił[1]. Krzyk, narzokania, prośby dały się słyszeć w senacie. Teść trybuna rzucił mu się do nóg. Attyliusz upewnił, że dnia następującego nie będzie tamował postanowienia senatu. Uwierzono, i wszyscy się rozeszli. Noc była długa, w której dość miano czasu podwoić zapłatę namyślającemu się trybunowi. W styczniu kilka tylko było dni, w których mógł senat obradować, a i na tych kilku posiedzeniach o niczem innem nic mówiono tylko o mnie.

XXXV. Po wielu Zwłokach, wykrętach, wybiegach, do których się. ucieczono, żeby woli senatu zadość się nie stało, przyszedł nakoniec dzień 25 stycznia, w którym sprawa moja miała być przed sad ludu wytoczona. Mój przyjaciel, Kw. Fabrycyusz, który miał wnieść moje przywołanie, nieco przed świtem zajął mównice. Tego dnia P. Sextiusz, o gwałt obżałowany, zachowuje się spokojnie: ten obrońca, podpora mojej sprawy, z domu nie wychodzi; czeka chcąc wiedzieć co poczną moi nieprzyjaciele. Jak się ci sprawują, z namowy których przed wasz sąd jest za pozwany? Osadziwszy od północy Forum, plac zgromadzenia, senat, zbrojnym ludem, po większej części niewolnikami, uderzają na Fabrycyusza, porywają go, niektórych zabijają, wielu ranią; idącego do Forum M. Cyspiusza, trybuna ludu, zacnego i stałego męża, gwałtem odpędzają; rzeź wielką na tym placu sprawują; wszyscy razem z dobytomi i zbroczonemi mieczami, szukają po wszystkich kątach brata mego, najlepszego i najszlachetniejszego z ludzi, do mnie wielce przywiązanego, i po imieniu go wołają. W takiej żałobie i tęsknocie po mnie, samby naraził się z ochotą na sztylety nieprzyjaciół, nie żeby z nimi walczyć, lecz zginąć z ich ręki, gdyby nadzieja mego powrotu nie przywiązywała go do życia. Nie uniknął jednak gwałtu tych bezbożnych zbójców; chociaż przyszedł prosić lud Rzymski o ratunek brata, zrzucony z mównicy, padł na placu zgromadzenia, ukrył się między stosami zamordowanych niewolników i wyzwoleńców, zasłoniła go noc, ratowała ucieczka, nie prawo i trybunały. Pamiętacie, sędziowie, że wtenczas trupy obywatelskie po Tybrze pływały, rynsztoki zawalały, że wymywano gąbkami krew rozlaną na placu, tak iż wszyscy myśleli że takich sił wyprowadzić, tak wspaniałego widowiska dać nie mógł człowiek prywatny, albo plebejusz,

  1. Obacz mowę po powrocie miana do ludu, 5.