Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/622

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

być sposobem, wyrzekam się. Wszystkimi ludźmi przeszłemi, teraźniejszemi i przyszłemi, jaty tylko byli, są, i być mogą, gardzę, brzydzę się, z nich się naśmiewam i będę naśmiewał. Żadnemi się względami, prośbami, obietnicami, darami, nadziejami, wzruszyć nie dam. Żebrzącemu, łaknącemu, pragnącemu, płaczącemu i tam dalej odmówię. Zgoła, całemu rodzajowi ludzkiemu teraz, potem i na zawsze nieprzyjaźń głoszę, i wojnę wypowiadam.
Przybieram do dawnego nazwiska przydomek Mizantropa odludka. Przywdziewam na siebie grubiaństwo, prostactwo, dzikość, nieludzkość. Niech na mnie doświadczą ludzie, czegom ja od nich doznał.
Trzeba teraz, iżby wiedzieli, że ja bogaty; ale ja się widzę daremnie troskam. Już wieść skarbu ich doszła; jużci się gromadzą i biegną do mnie, jakby ich kto pędził. Wystąpię na wzgórek, lepiej stamtąd będzie kamieńmi na nich rzucać. Najpierwszy przystępuje Gnatonides, ten właśnie, który wczoraj dał mi kawał powrozu, gdym go o chleb prosił, a zjadał najsmaczniej przedtem moję pieczenią.
Gnatonides. Sprawdziło się, com ja mówił, iż najcnotliwszego z ludzi bogowie nie opuszczą. Witaj Tymonie najsłodszy i najmilszy, rozkosznych uczt i biesiad dawaczu i sprawco?
Tymon. Witaj Gnatonido! sławny pieczeniami, najżarłoczniejszy z sępów, najniepoczciwszy z filutów.
Gnatonides. A tyś kochanku nie przestał żartować! Powiedz proszę, gdzieś ucztę zgotować kazał. Przynoszę ci nową piękną piosneczkę.
Tymon (pokazując motykę). A ta cię śpiewać kochanku nauczy. (Bije go.)
Gnatonides krzycząc. Bratulu, śmiesz się na mnie porywać, idę na skargę do Areopagu.
Tymon. Biegaj, a prędko, bo gorzej będzie, (ucieka Gnatonides.) A to widzę Filiander, którego córce dałem był posag za to, że mój głos chwali. Schorzały i głodny przyszedłem do niego, i kazał mnie obić.
Filiander. Teraz się widocznie umysł twój wspaniały wydaje, Tymonie gdyś bezczelnego natręta zuchwalstwo ukarał. Witaj mężu znamienity i celny, który gdy złych od siebie oddalasz, dajesz poznać światu, jaka gołębiąt od kruków drapieżnych różnica. Ludziom teraźniejszego sposobu myślenia wiesz, iż zaufać i wierzyć nie można. Stara cnota jak złoto : to mnie z tobą łączyło i łączy. Gdybym się rozwodził z słowy, zdawałbym się dawać naukę temu, któregoby i Nestor rad słuchał.
Tymon. Bajki mi pleciesz, a których ta łopata, co ją trzymam nie chce : na przywitanie zaś tej starej cnoty, jak złoto, pozwol; (bije go i wypędza).
Otże trzeci Demeasz krasomowca, co się był ze mną z łaski swojej spowinowacił, i nazywał braciszkiem, a potem się mnie wyrzekł.
Demeasz (trzymając w ręku papier). Witam cię Tymonie, ozdobo pokolenia naszego, kolumno Aten, zaszczycie Grecyi. Lud zgromadzony czeka na cię : oto wyrok, do którego byłem przywodcą, tobie go niosę. (Czyta ) « A ponieważ Tymon Koliteńczyk z pokolenia, Echratyda syn, mąż nie tylko cnotą i przymiotami, ale i nauką znamienity, wielkiemi dziełmi, wiele się do uszczęśliwienia Rzeczypospolitej przyłożył; w igrzyskach zwyciężcą został, w Olimpji, zaś —
Tymon. Alem ja na igrzyska zdaleka tylko patrzał, a w Olimpji nie byłem.
Demeasz. Będziesz, i służy to do wstępu. (Czyta dalej.)
« W Olimpji zaś uczczony wieńcem został; w roku przeszłym mężnie się na wojnie Peloponezu, przeciw Akarneńczykom sławił, gdzie 2,000 nieprzyjacielskiego ludu na placu położył. »
Tymon. Ale jak to być mogło, kiedy ja nie mając o czem iść na wojnę, zostałem w domu?
Demeasz. Nadtoś skromny Tymonie; (czyta dalej.) « Nadto i w innych czasach wojska prowadząc ku bitwie, tak na lądzie, jako i na morzu; w pokoju zaś pierwsze urzędy piastując, przemysłem i radą; wsparł i wzniósł ojczyznę swoję. Przeto więc my lud zgromadzony, dla tych tak sławnych, jawnych, dowodnych przyczyn, pochopów i pobudek stanowimy, i najwyższem urządzeniem i wolą naszą ogłaszamy, wszem w obec i każdemu z osobną, komu o tem wiedzieć będzie należało, iż podobało się nam kazać ulać ze złota szczerego posąg, wzwyż wspomnionego Tymona, z piorunem w ręku i promieniami na głowie, i obok Minerwy postawić; tenże z siedmią ze złota lanemi koronami uwieńczyć, i na publicznych igrzyskach, ku widokowi i uczczeniu wszystkich i swoich i przychodniów, wystawić. Wyrok ten podał ludowi, i przez niego przyjęty i umocowany ogłosił Demeasz krasomowca, tegoż Tymona powinowaty i uczeń.
Tymon. Już też to nadto panie Demeaszu krasomowco, powinowaty i uczniu mój, idź mi z oczu z twoim wyrokiem tak zuchwałym i głupim, jak i ty. (Bije go i wypycha.)
Demeasz. I śmiesz złoczyńco na mnie się targać? ty coś ratusz podpalił.
Tymon. Kłamco! ratusz nie zgorzał.
Demeasz. Nie zgorzał; aleś ty się pod niego podkopał, i wykradłeś to złoto, które u ciebie błyszczy.
Tymon. Fundamenta tam całe, ale twój grzbiet nie takim ja zrobię, jeźli mnie dłużej będziesz bałamucił. (Wypycha go bijąc.)
Demeasz. Gwałtu obywatele ratujcie!
Tymon. Nie krzycz bo motyka na pogotowiu; kiedym potrafił 2,000 Akarneńczyków na placu położyć, skoro tylko mi się spodoba, zgniotę cię, jak muchę. Idźże mi z oczu precz, a naucz się szanować zwyciężcę w Olimpji na igrzyskach o złotym posągu z piorunem i promieniami około głowy. (Demeasz ucieka).
Przecież pozbyłem się tego bezczelnika. Otoż nowy gość do mnie przybywa Trazykles filozof. A któżby go zdaleka nie poznał po stąpaniu z góry, zadartym łbie, po brodzie wydętej i brwiach ponurych. Mruczy cos pod nosem. Istny obraz Boreasza, bo i tak się odął. On to jest, coto odzieżą prostotę, chodem skromność, płaszczem mądrość oznacza. Rano o cnocie gada, a w wieczór niecnoty broi; napawa się przy obiedzie drobniuchno, a do poduszki kufle cedzi. (Do Trazykla).
Takżeś się to spóźnił z odwiedzeniem mnie mistrzu Trazyklesie?
Trazykles. Innych inne zamiary pędzą, miłośnika mądrości, czcze ponęty nie wabią. Jeżeli chcesz rady mojej posłuchać, nie kop w ziemię złota, któreś zdarzeniem bogów wynalazł, tam go rzuć gdzie ci wyznaczę. A jeżeli to ci się uczynić, lub na mnie zdać rzucenia nie podoba, daj potrzebnym, temu szeląg, temu dwa, a choćby i półzłotego. Jeźli ci się zdarzy filozof, nadaj go dostatnie, nie dlatego, iżby on pragnął, lub