Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/599

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dyogenes. Kiedy cię to moje ostatnie żądanie obchodzi, przestaję na twoim wstręcie, ale cię proszę, iżbyś to, coś pierwej przyrzekł, wypełnił.


ROZMOWA II.
Pluton, Krezus[1], Midas[2], Sardanapal[3], Menip.

Krezus. Jedynowładco podziemnego państwa! oddal od nas tego szczekacza Menippa; niepodobna jest rzecz wytrwać w jego towarzystwie. Każ mu ustąpić, albo my gdzieindziej obierzemy siedlisko nasze.
Pluton. Co on wam złego uczynić może? Wszakto tylko tak, jak i wy, cień marny.
Krezus. Wówczas gdy my narzekamy i płaczemy nad przeszłem niezwrotnie szczęściem naszem, kiedy Midas żałuje złota, Sardanapal rozkoszy, ja zbiorów; on nas wyszydza, śmieje się z nieszczęścia naszego, i śmie nas zwać najwzgardzeńszymi z ludzi. Czasem gdy my płaczem, on jakby na złość głuszy nas niewczesnem śpiewaniem swojem zgoła wytrwać z nim nie możemy.
Pluton do Menippa. Słyszysz, co tu oni o tobie mówią?
Menip. Prawdę : poprzysiągłem nieprzyjaźń wieczną podłym i zbrodniom; nie dość im na tem, iż nieprawie żyli, chcą jeszcze i po śmierci zachować przywiązanie do tego, co ich w życiu łudziło. Największa tu moja pociecha, gdy mogę ich ustawicznie prześladować.
Pluton. Ale to nie jest dobrze : wiele stracili, i przynajmniej im wybaczyć można, iż żałują swojej straty.
Menip. Cóżto ja słyszę? Pluton im pobłaża.
Pluton. Nie pobłażam, ale nie chciałbym, żebyście się ustawicznie swarzyli.
Menip. Niech będzie co chce, ja wam mówię, i powtarzam najniegodniejsi z Lidyjczyków, Frygów, i Assyryanów; nigdy was prześladować nie przestanę : moja przytomność będzie waszem ustawicznem udręczeniem.
Krezus. Nie jestżeto ostatni sposób zuchwałości?
Menip. Nie jest dla was, podłe dusze! dla was, którzyście za żywota chcieli się za bogów udawać, czyniąc z waszych poddanych, wam miłe, im nieznośne igrzysko; jak gdybyście tak, jak i oni niebyli podlegli śmierci, po której dopiero czujecie zgryzoty wasze. Płaczcie nędzni postradanych rozkoszy, i tych baśni, które was rozkosznie pieściły, i utrzymywały w ślepocie waszej.
Krezus. Ach! gdzież są teraz owe rozległe państwa moje!
Midas. Kto mi złoto moje powróci?
Sardanapal. Miła rozkoszy! jakżeś prędko znikła.
Menip. Nie ustawajcie w narzekaniu, płaczcie do woli : ja wam razwraz powtarzając to przysłowie : iż każdy znać się na sobie powinien, będę łączył głos mój z narzekaniem waszem.


ROZMOWA III.
Charon, Merkuryusz, Dusze, Menip, Charmolaus, Lampichius, Damasyasz, Kraton, Filozof, Krasomowca.

Charon. Patrzcie, na jakie się narażacie niebezpieczeństwo, łódź niewielka, a wy się na nię tak ciśniecie, iż byleby się na jakąkolwiek stronę przeważyła, wpadniecie w wodę.
Dusze. Jakże mamy czynić, aby ujść niebezpieczeństwa?
Charon. Oto porzućcie to, co każdy z was z sobą niesie; tak i łódce się ulży, i wam lepiej będzie siedzieć. Merkuryuszu, siądźno przy końcu, a tych tylko puszczaj, którzy nic przy sobie nie będą mieli.
Merkuryusz. Dobrze : ktoś ty jest, który się tu ciśniesz?
Menip. Jestem Menip, mam kij w ręku i torbę na plecach, i wrzucam je w wodę : miałem i płaszcz: alem go zostawił.
Merkuryusz. Wsiadaj na czółno, masz miejsce koło sternika, a że wysoko będziesz siedział, możesz widzieć wszystkich, którzy po tobie wnijdą. A ty młodzieńcze, kto jesteś?
Charmolaus. Jestem ów modny i kształtny obywatel Megary, o którego spojrzenie ubiegały się najurodziwsze niewiasty.
Merkuryusz. Nieboże, trzeba ci się będzie pożegnać z pięknością twoją. Zostaw na brzegu rumieniec, białość i wdzięki, wnijdź teraz. Ktoś się widzę przybliża w purpurowym płaszczu. Jak się zowiesz?
Lampichius. Lampichius, jedynowładca Gelów.
Merkuryusz. A ten płaszcz poco?
Lampichius. Mamże wnijść nago, ja który byłem królem?
Merkuryusz. Jesteś teraz umarłym, jedynowładztwo przeszło, zrzuć i płaszcz i co masz pod nim.
Lampichius. Są to moje zbiory.
Merkuryusz. Rzucaj, a z niemi dumę, zuchwałość, wzgardę innych, nieczułość i okrucieństwo.
Lampichius. Pozwól przynajmniej płaszcz zatrzymać.
Merkuryusz. Nie pozwolę : możebyś pod nim ukrył zdrożności twoje. Teraz gdyś już lekki, siadaj z drugimi. A ty Kratonie złoż twoje bogactwa, rozkoszy i gnuśność, na nic ci się tu nie zdadzą, ani przodków zasługi, ani wspaniały nagrobek, który ci stawiają.
Kraton. Muszę czynić, co każesz, jednakowo żal czynić, co muszę.
Merkuryusz. Wierzę: cóżto za wspaniałość: co za chód poważny, jakie spojrzenie i jaka broda!
Menip. Pewnie filozof : każ mu płaszcz zrzucić; obaczysz, co się tam pod nim ukrywa.

Merkuryusz. Zrzuć płaszcz. Cóżto ja widzę! a wzdy to zbiór zuchwałości, próżnej chwały i głupstwa! zawiłości pełno niezrozumianych, prawideł dostatkiem, dziwacznych myśli niezmierne stosy, czczość pozorna, zdradliwe podejścia, jad w słodyczy, sny na jawie, a istota pełna niecnoty. Wierz mi i bądź o tem pewen, iż nadaremne są wysilenia twoje, abyś się tu inaczej wydawał,

  1. Krezus król Lidyi, niezmiernych bogactw posiadacz, mniemał, iż był najszczęśliwszym z ludzi i wzgardził Solonem za to, iż się w tej mierze zdaniu jego sprzeciwił. Doznał wkrótce potem odmiany losu, gdy zwyciężony od Cyrusa państwo stracił i życia ledwo nie postradał.
  2. Midas król Frygji nienasyconego łakomstwa przykład, prosił Jowisza, aby wszystko czego się dotknie, w złoto się obracało; gdy chciał brać pokarm, kruszce znalazł, i z głodu umarł.
  3. Sardanapal król Assyryjski, cały się rozkoszy oddał; gdy wśród nałożnic przebranego za niewiastę, Arbaces rządca Medyi obaczył, podniósł bunt przeciw niemu i zwyciężywszy w bitwie, obległ w stolicy. Król nie mając obrony, ani nadziei ocalenia się, na stosie skarbów spalił się wraz z nałożnicami swojemi.