Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W dziwactwie swojem Popiel niestateczny,
Coraz odmieniał wyuzdane chęci.
Nikt się nie ważył być królowi sprzeczny:
Chęć zysków pewnych do podchlebstwa nęci.
Opór monarsze zawżdy niebezpieczny,
Cnota u dworu mało kiedy święci.
Nie syt, lecz mnóstwem chęci zmordowany,
I pan i naród szalał naprzemiany.

Już dzień dziewiąty i z okładem mijał,
Już Popiel myszki pokochał statecznie.
Każdy im z dworskich nieodstępnie sprzyjał;
Biegały sobie po polach bezpiecznie:
Kotki, kocięta, kto chciał to zabijał,
Zrazy się bardzo broniły walecznie:
Nic nie pomogły nakoniec pazury,
Nie jeden rycerz pozbył swojej skóry.

Dobrze to jeden filozof powiedział:
Że się każdemu trzeba piędzią mierzyć.
Rzadki się w szczęściu statecznie osiedział:
Ślepej fortunie nie potrzeba wierzyć.
Gdy się o kocie wybornym dowiedział,
Myszkom faworów król nie chciał powierzyć.
Zginęły myszki z dobrym swoim bytem:
Mruczysław kotek został faworytem.

Na co się tylko zdobyć który może,
Jak myszy gubić, każdy z dworskich myśli:
Jeden kunsztowne sporządza obroże,
Klatki, aby je trzymać jak najściślej,
Łapki subtelne, zasadzone noże;
Rzemieślnik zdradnych sztuk modele kryśli.
Dopieroż koty, w tak okropnym stanie,
Obfite z myszek mają polowanie.

Trzeba opuszczać dziedziczne siedliska,
W których się kryły myszki od pradziadów.
Kąty roskoszne, miłe legowiska;
Śpiżarnie pełne sernych, mięsnych składów.
Kuchnie, wypasłej trzody stanowiska;
Dawnych już u was nie ujrzycie śladów.
Gdy się zajadła na nich złość przeklęta,
Muszą uciekać w pola niebożęta.

Tak kiedy orzeł głodem uciśniony
Ruszy się z gniazda, i skaliste góry
Rzuca, połowem już rozłakomiony,
Pędzi przed sobą małych ptasząt chmury:
A rozpostarte otwierając szpony:
Trwożliwą trzodę srogiemi pazury
Straszy; ta szelest słysząca zdaleka,
Wzmaga skrzydełka, i w strony ucieka.

Błądzą po polach mysz nędznych ostatki.
Ta dzieci szuka, te bez doświadczenia,
Śladów kochanej nie znajdując matki,
Okropne uszom wydają piszczenia.
Starsze, zdradliwej bojące się klatki,
Stoją jak wryte na każde wzruszenia.
Umysł strwożony w polu, czy u płota,
W oczach im stawia drapieżnego kota.

Płodna tymczasem w rozmaite wieści
Sława stugębna po świecie roznosi;
Jak los szczęśliwe koty tylko pieści;
A dekret srogi, nieużyty, głosi
Na biedne myszy, gubiąc ich do treści,
Rodzaj piszczący do ostatka znosi.
Odmienne krajem, lecz jednej natury.
Trwożą się wszystkie i myszy i szczury.

Kogożby taka przeciwność nie zbodła,
Gdy o ojczyznę idzie i o życie?
Z tak okropnego pochodzące źródła
Trwogi, zastraszyć powinny sowicie.
I chociaż w drugim panuje myśl podła;
Gotów natenczas działać znamienicie.
Umysł się wzmaga zostający w cieśni;
Co się więc stało, powiem w drugiej pieśni.




PIEŚŃ II.


Prześladowane myszy i szczury, udają się do swego króla Gryzomira, mieszkającego w Gnieznie, aby poddanych od zguby ratował. Rada szczurów i myszy bardzo burzliwa.


Szczęścia na świecie drogi kręte, śliskie:
A każdy chciwie do mety się śpieszy
Uwielbia nader jeden stany niskie,
Chce być ukrytym w pospolitej rzeszy:
Drugi w mniemaniu, że honory bliskie,
Nędzny w istocie, nadzieją się cieszy.
Tymczasem, kiedy los szczęścia zagrodzi.
I tron nie wesprze, i mierność zaszkodzi.

Fortuna kroki stawiając niebaczne,
Przypadkiem tylko skłania się i rządzi:
Choć jej wyroki płoche i dziwaczne,
Przecież to czynić musim, co osądzi.
W momencie wzruszyć zdoła stany znaczne
I lubo w swoich procederach błądzi,
Przecież, choć słaba, i ślepa, i głucha,
Każdy ją wielbi, i każdy jej słucha.

Piszczący naród, znagła rozproszony,
Do najwyższego rządcy się ucieka.
Majestat jego w Gnieznie położony:
Tam monarchowie myszowscy od wieka,
Ubezpieczeni będąc z każdej strony,
Od zgrai kotów mieszkali zdaleka.
Nie przykrzy własnym hołdownikom, ani
Swemu monarsze wzajemnie poznani.

Lekkie daniny, jako znak poddaństwa,
W dni wyznaczone do niego nosili:
Schaby, słoniny, specyały państwa,
Dawali chętnie, na co się zdobyli.
Uprzejme serca wiernego ziemiaństwa
Przyjmował, karmiąc tych, co mu służyli.
Nie dla potrzeby odbierał te datki:
Był bowiem nader obfity w dostatki.