Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie nasza czynić dobrze, lecz złe rozpościerać,
Lecz zawsze Najwyższego mocy się opierać,
I gdy jego Opatrzność złe w dobre obraca,
Dobre w złe mienić, nasza powinna być praca,
Może się nam to udać : przynajmniej obaczy,
Co moc nasza w działaniu i co sztuka znaczy.
Niech ma serce śmiertelnym napełnione smutkiem,
Gdy żadnej myśli szczęsnym nie uwieńczy skutkiem.
Jakie dla niego żale! jak ciężkie zgryzoty!
Gdy mu wszystko obalim przez nasze obroty.
Lecz patrz, mściwy zwyciężca zwołał półki swoje,
Już się pod górne zbliżyć musiały podwoje :
Patrz, już szumieć przestają bałwany ogniste,
Już więcej nawałnice nie ryczą siarczyste :
A góry, które na nas pierzchających padły,
Gniotą i przyduszają ogniów pożar zjadły :
Może też już wyciskał wszystkie swoje strzały,
Nie słychać tych piorunów, które przedtem grzmiały,
I na skrzydlastych błyskach wartkim biegąc lotem,
Okropnym wśród przepaści huczały łoskotem.
Korzystajmy z tej chwili, której nam udziela,
Czy wzgarda, czy już syta złość nieprzyjaciela,
Widziszże tę równinę, miejsce spustoszenia,
Gdzie się smutny mdławego błysk iskrzy płomienia?
Idźmy tam, wyjdźmy z ogniów, tam spoczniemy sobie,
Jeżeli można spocząć w tak okropnej dobie.
Tam się wszyscy zebrawszy, będziemy rozważać,
Jak najwięcej naszego tyrana obrażać,
Jak powetować straty, jak wyjść z tej niedoli,
Jak zadosyć uczynić zawziętej nań woli.
Szukajmy, jaki promyk nadziei nam błyśnie,
Lub jakie przedsięwzięcie rozpacz z nas wyciśnie.
Tak mówił temu Satan, który był przy boku :
Złość szalona się iskrzy w rozjuszonem oku :
Głowę podniosł zuchwałą nad wały ogniste,
Na których leży jego ciało rozłożyste :
A ogromna postawa członkami strasznymi,
Tyle miejsca zajmuje, jak owi Olbrzymi,
Ziemi ród i Tytanów srogich dumne syny,
Głośne w wojnie z Jowiszem zuchwałemi czyny,
Bryareusz i Tyfon, który Tarsu blisko
Sławną niegdyś jaskinią miał za legowisko,
Lub ile miejsca większy nad największe zwierze,
Lewiatan mieszkaniec Oceanu bierze.
Tego majtek wieczorem zaskoczony w łodzi,
Lękając się i nocy i morza powodzi,
Gdy na Norwegskich brzegach śpiącego nadybie,
Mniemając, że na wyspie, kotwę topi w rybie.
Ta gdy się w łuskę wporze, już próżen kłopotu,
Oczekuje bezpiecznie jutrzenki powrotu.
Tak był wielki herszt czartów, tak miejsce obszerne
Olbrzymich członków brzemie zaległo niezmierne.
Cały w więzy okuty, przez wyrok surowy,
Bez woli Najwyższego nie mógł podnieść głowy :
Lecz miał tę wolność, srogie by chuci wywierał,
A tak zbrodnie do zbrodni, kary do kar zbierał,
I sam się w potępienia przepaści pogrążył.
Bo człowiek, na którego zgubę zdrajca dążył,
Łaskę niebios pozyska, i dobroć bez miary.
Szczodrą dłonią największe wyleje nań dary.
Tak się w czarnych zamysłach zawiedzie szkaradnie,
A na niegoż potrójny wstyd, zemsta, gniew padnie.
Dźwiga się wał siarczysty, silną garnie dłonią,
A za sobą bezdenną zostawuje tonią :
Nakoniec wzmaga skrzydła gwałtownym obrotem,
Gęste zmiata powietrze ociężałym lotem,
I gniecie je niezmiernym swych członków ciężarem.
Staje na tęgiej ziemi : lecz i ta pożarem
Nieustannym się pali; więc równie boleje,
Tam wrzała ogniem woda, tu nim ląd goreje,
Kolor jego się zdaje, nakształt skały, ciemny,
Którą z dymnej Pelory wiatr ciska podziemny :
Ani różny od owych bałwanów siarczystych,
Które Etna z wnętrzności wyrzuca ognistych :
Wiatr je miota po ziemi, wzrusza nawałnice,
Czarnym dymem okrywa całe okolice,
A podgórze, na które ten szpetny klej ścieka.
Przykrym nader zapachem węch razi zdaleka.
Taki był grunt, i takie tam wrzały pożogi,
Gdzie arcynieprzyjaciel wsparł przeklęte nogi.
Wierny za nim towarzysz Belzebub się śpieszy,
Kontent Satan niezmiernie, Belzebub się cieszy,
Że przecież się z przepaści wydźwignęli smutnej,
Bogami się być sądzą, jakby z tej okrutnej
Otchłani wyszli mocą swojego ramienia :
Nie chcąc znać, że to było z Stwórcy dopuszczenia.
« Toż królestwo! zawołał Satan, też są kraje!
Takież to się nam państwo w podziele dostaje!
I te żałobne cienie okropnej jaskini,
Dane są nam na miejsce niebieskiej świątyni.
Niech tak będzie, gdy jeden wszystkiem dumnie włada,
Najlepsza jest, najdalsza od niego posada.
Natura w równym z nami wydała go stanie,
Siła mu nad równemi dała panowanie.
Wiecznie się żegnam z wami, ò szczęścia świątnice!
Miejsca uciech! przyjmuję te straszne ciemnice:
Witaj piekielny świecie! a ty niezmierzona
Głębi! nowego pana przyjm do twego łona.
Taki umysł przynoszę, w twój przestwór ponury,
Co ni miejscem, ni czasem, nie zmienia natury.
Duch sam sobie jest wszystkiem, miejsca mu nie trzeba,
Sam sobie niebo z piekła, piekło zrobi z nieba.
Tenże sam wszędzie jestem, nigdzie trwogi niemam,
Niech Bóg złoży pioruny, a Bogu dotrzymam.
Tu użyciem swobody najdroższych korzyści,
Niczyjej to mieszkanie nie wzbudzi zawiści.
Tu panujem, przed nikim tu karku nie nagnę,
A ja, choćby też w piekle, panowania pragnę,
I w piekle pięknie prawa najwyższości użyć,
Lepiej w piekle panować, niżli w niebie służyć. »

§ V.
POPE.

Między najpierwszymi Anglji rymotworcami wysokie trzyma miejsce Alexander Pope : im bardziej upośledzony od natury w powierzchowności swojej, tym sowiciej obdarzony jej darami, które gdy stałem do pracy i nauki przywiązaniem wydoskonalił, stał się godnym czci i naśladowania. Życie jego, jak zwyczajnie uczonych ludzi, nie nadarza osobliwych wypadków : używał nabytego pracą mienia skromnie, ale uczciwie, i po większej części mieszkał na wsi blizko Londynu, gdzie sobie nad brzegami Tamizy dóm kształtny zbudował; tam życia dokonał trzydziestego maja w roku 1744, mając lat pięćdziesiąt sześć.
Dzieła jego są : « Poema o człowieku. — O krytyce.