Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziedzic chcąc wynalazcy zjednać sobie sławę,
Nową kapeluszowi dać myśli postawę.
Boć już wcale był stary i wniwecz znoszony,
Kąty się rozpadały i psuły się strony.
Bok więc tylny opuszcza, pióra z niego zrywa,
I w płótno woskowane kapelusz obszywa.
Znowu go na trzy rogi śpiąwszy, taśmą wkoło
Po krajach go obwodzi, i kładzie na czoło.
Lud wryty stanął; widząc piękność tej odnowy,
Rzecze : ówże to stary kapelusz? czy nowy?
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Kapelusz woskowany zostawił krewnemu.

Dziedzic chciał coś wymyślić choć miał pustą głowę,
Przeto też po swojemu wymyślił odnowę.
Taśmę i woskowane płótno z niego zrywa,
A spłaszczywszy, kitajką zupełnie okrywa.
Nie bierze go na głowę, lecz pod pachy kładzie,
I tak się pokazuje sąsiedzkiej gromadzie.
Ta z widowiska tego w zadumieniu stanie,
Tak nowej kapelusza dziwiąc się odmianie.
Jeden ją chwali, drugi za dziwaczną głosi,
Że wynalazca głowę pod pachami nosi :
Przecieć pewny cel mają różne strojów mody,
Jedne są dla ozdoby, drugie dla wygody.
Lecz któż taką pochwali? komuż się spodoba?
Nazóż to nieść pod pochą co głowy ozdoba?
Ow półgłówek przy śmierci swojej najbliższemu
Ten kapelusz spłaszczony zostawił krewnemu.

Już dwa wieki pamiętał ten kapelusz stary.
Już czarność z niego spełzła i wcale był szary,
Kształtu żadnego nie miał; długie czasu biegi
Zepsuły dawną postać i podarły brzegi.
W takowym się dostawszy potomkowi stanie,
Podobnież myslić począł o nowej odmianie.
Próżno nowem odkryciem swój rozum wysusza,
Musiał pierwszą postawę wznowić kapelusza.
Kładzie wierzch na prawidło, i kraje obrzyna
Rozpadłe, a żelazem nieco je wygina.
Na dno długiem noszeniem w nagięciu zepsute
Daje szerokie wstęgi i kokardy sute.
Żeby zaś te ozdoby lepszy pozór miały,
Przypina na bok lewy z piór bukiet wspaniały.
Taką mu dawszy kształtność, kładzie go na głowę.
Gdy w mieście tak poważną obaczą odnowę,
Wszyscy ją chwalą, wszystkim dziwnie się podoba,
Każdy mówi : jak śliczna, jak cudna ozdoba!
Boć okrągły kapelusz przystojny i modny,
Stroi człeka i w słońca upale wygodny.
Takiej był wcale formy najpierwszy kapelusz,
Z niego następca przejął niniejszy modelusz.

Tym sposobem do starej wracamy się mody,
Naśladując, skąd wyszły, spływające wody.
Kapelusz został, odmian chociaż miał niemało :
Tak się z nim, jak z nauką Filozofów stało.

§ IV.
FRYDERYK II.

Dzieła tego monarchy wiadome, historya potomnym wiekom poda, tu się umieszcza jako wchodzący w liczbę rymotworców, i lubo francuzkim językiem pisał, równie jednak do współziomków swoich należy. Dzieła jego rymotworskie wielekroć i za życia i po śmierci z druku wyszły : z tych poema o wojnie najznakomitsze.

Do Woltera.

Słuchaj, gdybym ja tak był, jako i ty,
I kto w swym domu zamieszkał ukryty,
Kontent z drobnego zagona mej roli,
Nie zazdrościłbym ludzi owych doli.
Którym w zamysłach chętne szczęście sprzyja,
I złotem kołem w ich progi zawija.

Znam, jakie trudy honorów bez miary,
Urzędów, kto im dość czyni, ciężary,
Kłamstwa obłudnych pochlebców wytworne,
Grzeczność zmyśloną, i inne pozorne
Nędze, jakiemi ten się ciągle bawi,
Kogo na pierwszym szczeblu los postawi.

Gardzę i sławy znikomą zaletą,
Choć jestem razem królem i poetą.
Kiedy dni moich śmierć przędzę usiecze,
I nieprzespaną mgłą oczy powlecze,
Mało dbam, że mnie potomność uświęci,
Gdy żyć przestanę, w świątyni pamięci.

Jedna godzina, gdy ją wesół pędzę,
Lepsza jest, niżli tysiąc wieków w xiędze.
Niech naszym losom nikt nie zajrzy proszę,
Szczera wesołość, prawdziwe rozkosze,
Pierzchają temu, jak świat stoi światem,
Kto tylko błysnął, berłem lub szkarłatem.

Ktokolwiek tylko zna ich cenę, snadnie,
Nad wszystkie skarby wyżej one kładnie,
Woli w lenistwie słodkiem życie trawić,
Niżli się dzieły wspaniałemi sławić :
A wśród rozrywek pędząc czas wesoły,
Nie znać, co to są kosztowne mozoły.

W takowej żyjąc spokojności duszy,
Żadna mnie pewnie troskliwość nie wzruszy
I czyli łaski hojnie na mnie ciska,
Czy los nakoło piorunami błyska,
Spałbym bezpiecznie wesoły i zdrowy,
Nie chyląc temu bałwanowi głowy.

Ale tam trudno być swej woli panem,
Gdzie się koniecznie rządzić trzeba stanem,
I podług jego surowej ustawy,
Mierzyć niechybnie i chęci i sprawy.
Od siebie często błędna myśl ucieka,
I w sobie widzi innego człowieka.

Ty między twemi spokojny Szwajcary,
Wpośrodku ludu nieskażonej wiary,
Siedząc bezpiecznie w twym domu Pieszczoty,
Możesz się rządzić prawem ścisłej cnoty :
I tak poczynać, jako zechce ona,
Wziąwszy za model mądrego Platona.