Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czyją szkodzili ręką, czyjemi powaby?
Rozgłos od tylu wieków nas dochodzi słaby :
Wam ò córy pamięci, wiedzieć to przypadnie.
Wy mi raczcie te dzieje objaśnić dokładnie.

Hidrault wtedy rządził Damasceńskie grody,
Który cały poświęcił wiek nauce młody,
Zdobi go czarnoxięzka sztuka znamienita,
Skrytość nieba zgadywa i w przyszłości czyta :
Zawodna umiejętność, jakie z niej korzyści,
Jeśli jego przejrzenie teraz się nie zjści!
Omylił się na gwiazdach, i zwołane piekło
Owych wątpliwych bojów końca nie dociekło.
Próżne w badania losu śmiertelnych zapędy,
Ciemność jest waszem światłem, i mądrością błędy.
Hidrault przepowiedział, że górne sprężyny
W ostatnie wciągnąć mają Chrześcian ruiny.
I że naród z Egiptu nadchodząc zwycięzki,
Srogiemi obce ludy wykorzeni klęski.
W tej myśli swych poddanych stara się zaśmielić,
By dążyli użytek i tryumfy dzielić,
Sądząc, iż Saraceńska moc obozy wytnie;
Lęka się jednak bitwy ukrwawionej zbytnie :
Do użycia wprzód sideł daje mu pochopy.
Ciężko znana waleczność rycerzów Europy,
Wnętrznemi niezgodami pragnie ich osłabić,
A potem łatwiej wojska podzielone zabić.

Gdy w milczeniu głębokiem te zamysły roi,
Pierś jego ciemny anioł nowym jadem poi.
Środki mu pokazuje, swem natchnieniem wspiera,
I końców ułożonych sposoby otwiera.
Król ten miał synowicę, tej na całym wschodzie,
Powszechnym sądem, równej nie było w urodzie :
Płci miłej zgromadzone wdzięki ją zdobiły,
Zna swą sztukę, natury zna tajemne siły :
Hidrault ją naucza, w jakie cele zmierza,
I samej wykonanie zamysłów powierza.

« Ty (rzecze) co pod wieku młodego zasłoną,
« Co pod włosem jedwabnym, postawą pieszczoną,
« Kryjesz roztropność starców i odwagę męzką,
« I w mej nauce palmę odnosisz zwycięzką;
« Jeżeli ci myśl moja do smaku przypadnie,
« Będzie niezmierne dzieło wykonane snadnie :
« Czyń siatki (tak nam kraju doradza użytek)
« Z tych, które ma przezorność zgotowała nitek :
« W obozy nieprzyjazne, skieruj twoje trudy,
« Używaj sztuk niewieścich, miłosnej przyłudy,
« Łez fortelnie sączonych, uniżonej modły,
« Wzdychań, któreby serca skaliste przebodły.
« Z ust powabnych stosowna gdy pójdzie wymowa,
« Niechaj będą jęczeniem przecinane słowa :
« Śliczną twarz niech przypięknią wstydliwości wzory;
« A obłudę szczerości niech barwią kolory.
« Dla twych oczu potęgi, dla rozmów słodyczy,
« Niech się między twe Godfryd naprzód jeńce wliczy.
« Zmierziwszy sobie miecze i wojenne wrzawy,
« Niech przy twych szuka stopach z posłuszeństwa sławy.
« Lecz jeśli go nieczułość z tych sideł wywikle,
« Pierwszych po nim chwyć sztuką, używaną zwykle,
« Których z tobą prowadząc za odległe wody,
« Lub życia, lub ich wiecznie pozbawisz swobody.
« Ojczyzny zawsze w sercu noś obrazy żywe,
« Za nią, za wiarę czyniąc wszystko jest godziwe. »

Armida, opuszczając rozkoszne pałace,
Wielkiemu przedsięwzięciu swe poświęca prace;
A gdy noc sprzyjające rozrzucała cienie,
Wyjeżdża, wziąwszy tylko niewieście odzienie :
Nie wiezie ona z sobą mieczów, ani zbroi,
Jej młodość, piękność, żywość, za oręże stoi.
W te siły zaufana, niezawodnie liczy
Krzyżowych bohatyrów za swoje zdobyczy.
Dążąc przez ludzką stopą nietknięte pustynie,
Wkrótce pod oblężone przybywa świątynie :
Kół zaledwo dojrzanych tam stanowiąc zwroty,
Gdzie z wiatrem chrześciańskie igrały namioty.
Radośny szmer całego powstaje obozu,
Wszystkie wzroki ścigają zsiadającą z wozu;
Każdy się nią zatrudnia, pytają ciekawie,
Kto jest? skąd jest? i w jakiej przyjechała sprawie?
Tak, gdy nieznana gwiazda swą jasność roztoczy,
Chciwie na nię śmiertelnych zwracają się oczy.
Nie ma tych wdzięków piękność, gubiąca Trojany,
Bogini nawet z morskiej urodzona piany.
Włos złoty przezroczystą gazą otoczony,
Tu się sam ukazuje, a tam z pod zasłony :
Równie gdy z białej chmurki słońce ma zawady,
Słabszy swój do nas promień przesyła i blady.
Lecz kiedy przeciwniczkę cieniącą zwycięży,
Większe rozsieje światło i upał natęży.
Włos ten w pierścienie wity, na ramiona spada,
Z którym pieszcząc się Zefir, nowe kształty składa :
Oko, ten skarb miłości, który w niem przebywa,
Przez oszczędność, niżeniem powieki, zakrywa,
Skład twarzy w przymilenia i wdzięki bogaty,
Połączą lilij białość i róży szkarłaty.
Usta zaś, których tchnienie czułe serca pali,
Łagodna przyodziewa purpura korali :
Piersi alabastrowe, Kupida siedliska,
Skąd niegasnące ognie i postrzały ciska;
Piersi tych, które zdobi niespokojność miła;
Część większą nienawistna szata przesłoniła :
Przeszkoda ta daremnie piękności powleka;
I najwięcej tajonych myśl chciwa docieka.

Armidę środkiem zbrojnych kierującą kroki,
Złączonym chwalą głosem cisnące się tłoki.
Nie zda się tego słyszeć, a w pozorach skromnych,
Już do swego tryumfu wyznacza przytomnych.
Chwilę się zatrzymuje i uprasza warty,
Ażeby jej do wodza był przystęp otwarty.
Już jej czas i przewodnik miał być wymieniony :
Wtem nadchodzi Eustacy, Godfryda rodzony.
Jak ów mały motylek, niżeli noc minie,
Jasności chciwie szuka, w znalezionej ginie;
Tak pociągniony wdziękiem nadludzkiej urody,
Na swoje dąży zgubę ten wojownik młody.
Dla zbliżenia się do niej kroki czyni spore,
Chce widzieć śliczne oczy; widzi je, i gore :
I wiek czyni go śmiałym i nowe upały,
Te więc rzekł do niej słowa prawie zapomniały.

« Pani, jeśli cię nazwać tem słowem się godzi,
« Bo z tobą, któraż z niewiast w porównanie wchodzi?
« Nie może być ta piękność w stworzonej osobie,