Ostatniego Dydony słuchajcie westchnienia.
Jeżeli kiedy zbrodzień do portu zawinie,
I ten konieczny wyrok Jowisza nie minie,
Niech się przynajmniej z mężnym ludem bronią ścina,
Niechaj z granic wyparty, oderwan od syna,
Żebrze tułacz pomocy : niech pobitych w boju
Widzi swych pogrzeb sprośny, niech jarzmo pokoju
Uciążliwego dźwiga, nie cieszy się tronem,
Lecz na piasku niegrzebny, prędkim padnie zgonem.
Tak życzę, niech się zdrajcy bezbożnemu dzieje,
Ten ostatni głos wznoszę, nim duszę wyleję.
Wy zaś, Kartagińczycy, ród i przyszłe plemie
Ścigajcie, te mnie dary przyszlijcie pod ziemię ;
Niech żaden mir nie przerwie ludów zawziętości,
Powstań kiedy mścicielu jaki z moich kości!
Byś ogniem i żelazem niszczył ród niemiły :
Teraz, potem, jak tylko pozwolą wam siły;
Niech brzegi sprzeczne brzegom, rzekom będą rzeki,
Broń broni, niechaj wnuki w późne walczą wieki.
Jak tylko pierwsze słońca błysnęły promienie,
Dało się z grzmiącym hukiem czuć ziemi wstrząśnienie.
Szumiące lasów wierzchy, okropne psów wycie,
Obwieściły Kumejskiej kapłanki przybycie.
« Precz z szanownego gaju, precz niepoświęceni!
Oddalcie się, zawoła Apollina xieni.
Ty Eneo z dobytym postępuj orężem,
Tu się uzbrój odwagą, tu się pokaż mężem. »
To rzekłszy, napuszona zapada w otchłanią,
Śmiałym krokiem Trojanin posuwa się za nią.
Władcy podziemnych duchów! wy spokojne cienia,
I rozległe przybytki nocnego milczenia,
Ognisty Flegetonie, żywioły bez ruchu,
Niech mi się godzi rzeczy powzięte ze słuchu
Objawić; niech odchylę zasłonę tajemnic,
Otoczonych pomroką Erebowych ciemnic.
Szli sami. Noc ich wiodła mgłami zasępiona,
Przez czcze domy, przez puste krainy Plutona.
Taką drogę przechodzień, w zgęstwionym ma lesie,
Gdzie mu niepewny xiężyc mdłe światełko niesie,
Kiedy Jowisz niebiosa przyoblecze w chmury,
A noc farbę odejmie przedmiotom natury.
Przed przysionkiem, na wejściu w pierwszą paszczę piekła,
Mają swe łoża Jęki i Zgryzota wściekła,
Tam smutna mieszka Starość, bladych chorób mnóztwo,
Głód, zły radca, i Bojaźń, i sprośne Ubóztwo,
Straszne wzrokiem potwory, Śmierć i Utrudzenie,
I Sen blizkie mający z Śmiercią spokrewnienie :
Po tamtej wchodu stronie, jest Radość złośliwa,
Srogich mordów szafarka, Wojna nieszczęśliwa,
Żelazne Jędz łożnice, Niezgoda szalona,
Z krwawą związką w jaszczurczy warkocz zapleciona.
Na środku stoi, ręką wieków posadzony,
Wiąz ogromny, bujnemi gałęźmi wzniesiony,
Na którego rosochach pomiędzy liściami
Sny, jak mówią, zwodnicze wiszą gromadami.
.......................
Leżący w lochu Cerber, potwora straszliwa,
Cały Ereb potrójną paszczą oszczekiwa,
Na którego zjeżonej gdy postrzegła szyi
Kapłanka wijący się kłęb wężów i zmji,
Rzuca mu senny przysmak z zioł, z maku i miodu;
Otworzywszy trzy gardła szczekacz, wściekły z głodu,
Pochłonął go; wtem mu się grzbiet ogromny zwinie,
Upada, i wdłuż całą zawala jaskinię.
Posuwa się Eneasz, uśpiwszy strażnika,
I z brzegu niepowrotnych wód śpiesznie umyka.
Na pierwszym zaraz wstępie przyległej zaciszy,
Płacz ciągły i kwilenie niewiniątek słyszy,
Które od piersi matek, nie poznawszy życia,
Nagły zrobiły przenios do grobu z powicia.
Obok nich ma siedlisko liczna duchów rota,
Którym niesłuszny wyrok przerwał bieg żywota.
Ani te miejsca ślepym rozdane są losem,
Każdy z spraw swych rachunkiem stawa przed Minosem.
Badacz ten sąd zwoływa, urnę losów wstrząsa,
Milczących duchów czyny, i zbrodnie roztrząsa.
Dalej poczet frasownych następuje cieni,
Szaleńców, którzy życia troskami znudzeni,
Końca cierpień szukając w przedczasowym zgonie,
Samobójcze na siebie obrócili dłonie.
Jakby im znośne były prace i ubóztwo,
Gdyby na świat powrócić dozwoliło bóztwo!
Stało się; za bagnistym osadzonych brzegiem,
Czarny Styx dziewięćkrotnym przegradza obiegiem.
Co sprawuje wesołe zboża, i pod jakim
Ziemię pługiem przewracać trzeba wielorakim,
O Mecenas! i wina latorośl godnego
Kiedy słuszna do tycza wiązać ilmowego.
Co za dozoru woły chcą, i jakiej wszytek
Pilności potrzebuje drobniejszy dobytek,
I jaka w skąpych pszczołach biegłość z doświadczenia,
Stąd i ten niech początek będzie mego pienia.
O wy! ò najjaśniejsze światła tego świata,
Co z nieba pochodzące prowadzicie lata,
Bachu, i chlebodawcza Ceres, jeśli swemi
Upominki tegoście pozwolili ziemi,
Że i Chaoński żołądź w tłusty się kłos zmienił,
I trunek Achelojski zmieszać się nie lenił,
Z znalezioną jagodą : więc i wy bogowie
Fauni oraczom chętni, wy mówię Faunowie,
Przybądźcie wespół; i wy gajowe święcice,
Wasze dary opiewam Dryady dziewice.
I ty, któremu naprzód ziemia z swego łona
Zjadły koń urodziła, wielkim uderzona
Trójzębem, ò Neptunie! więc i ty ku temu
Sprawco leśny, Ceejskie bogate któremu
Ostrowy żywią trzysta cielców śniegu równych.
I ty ojczystych gajów odchodzący głównych,
I łąk Licejskich Pane straż owczą mający;