Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po krzewinach tają się zajączkowie czuli,
A jarząbek poił skrzydła głowę swoję tuli.
Zbłądził w ciemni podróżny, i znużon drży w lesie:
Przez skały się przedziera, a przysłuchuje się,
Przebywając mokrzydła, pnąc się na opoki,
Gdzie mruczy kręty strumień, gdzie szumią potoki,
Jęczeć zdaje się jawor, rozłożysty, stary,
Gdv nań natrze moc wiatrów, chwiejąca konary:
A coraz pow tarzając silne swoje przyście,
Splotłe łamie gałęzie, zżółkłe miota liście.
Noc mglista, ciemna, wietrzna, strach, śmierć w oczach stoi,
Wspomożcie mię, ratujcie, przyjaciele moi.

Bard drugi.

Wiatr się wzniosł, deszcz nadchodzi i wyją ćmy nocne,
Z trzaskiem drzewa padają, a zawiasy mocne
Pękają się, i biją w odrzwi połamane:
Lecą z gór przed powodzią, zrzebce rozhukane,
Ryczy bydło nad brzegiem, który rwą potoki,
Drą się kozy na skałę, pomiędzy opoki:
Woda się mętna pieni, a podróżny w zgonie
Opiera się nawałom, pogrąża i tonie.
Czy słyszycie, jak woła! Strzelec w szczupłym domku
Roznieca zgasły płomień, w spróchniałym ułomku:
Mchem jak może, zatyka rozdwojone szpary,
Tulą się koło niego przemokłe ogary.
Już powódź krąży chatę, i we drzwi się ciśnie.
Pasterz zlękły wygląda, rychło zorze błyśnie,
A z dachów zmokłych zlecą ulewy kropliste;
Ciszy się przecie burza, już mgły przezroczyste.
Ale nowa sroży się, w okropności swojéj:
Wspomożcie mię, ratujcie, przyjaciele moi.

Bard trzeci.

Świszcze wiatr w opoczystych skały rozpadlinach,
Zgina trawy i huczy w krzakach po dolinach;
Sosny padają, jodły wyniosłe druzgota,
Trzęsie chaty, i dachy nizkiemi pomiota:
Pędzą czarne obłoki, chmura groźna błyska,
Blaski wróżą śmierć, piorun dąb zwiędły rozpryska.
Cóż to jest? co ja widzę w żałobnym ubiorze?
Jezioro bije w skałę; czółn, co wody porze,
Chwieje się wśród bałwanów: pasterka wygląda,
Czy przypłynie, którego przypłynienia żąda,
Ukochany pastuszek? Widziała czółn jego,
Smutna płacze, nad losem kochanka swojego.
Widzi czółn skołatany, co na brzeg zawinął.
Ach! czy nie ten, na którym ukochany płynął,
Głos się jakiś jękliwy unosi zdaleka,
Płacze, ach! czy nie tego, na którego czeka!
Łoskot się, jak od gradu, przerazliwy wszczyna.
Wiatr ucichł, śniegiem spadłym bieli się dolina;
Czas mroźny, nie zadługo w śron drzewa przystroi.
Wspomożcie mię, ratujcie, przyjaciele moi.

Bard czwarty.

Noc spokojna i czysta, na dnie błękitnawym
Żarzą się śklniące gwiazdy promieniem jaskrawym.
Ucichły wiatry, skryły za góry obłoki,
Xiężyc oświeca skały, lasy i potoki.
Niegdyś trwożne, zbierają przyśpiewując chłopy,
Rozrzucone po polach gałęzie i snopy.
Noc cicha, noc przyjemna; wtem, gdy patrzę, zoczę,
Zbliża się biała posiać, czarne jej warkocze.
Ach! córka to jest wodza, co ją noc uśpiła.
Przystąp ku nam, ô piękna! zbliż się do nas miła;
Tyś niewoliła wodze, wodze nasze mężne:
Unoszą się, i pełzną cienie niedołężne.
Noc pogodna i jasna rzeźni i spokoi,
Pozwólcie się ucieszyć, przyjaciele moi.

Bard piąty.

Cichość teraz, lecz przyjściem grozi straszna burza,
Xiężyc blady, swój okrąg w obłoku zanurza:
Blask się jego z pagórków umyka nieznacznie,
Słychać łoskot zdaleka, wkrótce grom się zacznie.
Strzelec budzi ogary, te śpieszą do niego,
Idzie w czaty na zwierza już upatrzonego:
Czekając, rychło zorza zaśklnią w swej postawie,
Rzeźwi mdłe członki, drzymiąc na miękkiej murawie.
Już światłość gwiazd przygasła, xiężyc skrył za skały,
Zbliżają się obłoki, co nadal błyskały;
Nim grom dzielny przerzedzi chmury i rozdwoi;
Wspomożcie mię, ratujcie przyjaciele moi.

Wódz Bardów.

Pocóż nucić, obłoki że po skałach wiszą,
Że drzewa gałęziste wiatrem się kołyszą,
Że ćmy nocne bujają w rozwlekłej dolinie,
Że potok zapieniony bystrym pędem płynie,
Że grom pryska z obłoków, i po lasach broi,
Że podróżny błyskawic i grzmotów się boi.
Noc ucieka, dzień miodnie, za rannem świtaniem.
My raz zeszli, gdy legniem, już więcej nie wstaniem.
To miejsce, gdzie śpiewamy, kiedy wieki zajdą,
Pokolenia następne, kto wie, czyli znajdą.
Będą się starych pytać, gdzie te były domki,
Których w ziemi zakryte ostatnie ułomki.
Podnoście głos, ô bracia! i w arfy zagrajcie,
Czaszą radości w okrąg ducha orzeźwiajcie:
Niech oświecą swym blaskiem to miejsce kagańce:
Pasterze i pasterki, zaczynajcie tańce:
Niech nam prawi Bard starszy, ojców naszych dzieła,
Dzieje wodzów, śmierć których snem twardym zajęła.
Niech smutnej nocy tęskność, ucztą naszą złudzim;
Pójdziem przed zorzą, w puszczy jelenie pobudzim.