Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Murek spojrzał nań z obawą, lecz Lipczyński przymrużył oko i powiedział:
— Szukajmy w tem kobiety!
— Możliwe — uśmiechnął się Murek.
— Zatem życzę szczęścia i winszuję. Ale cóż to za legat, który pan mi zostawia?
— Nie ja. Ja tylko przekazuję w godniejsze ręce — zastrzegł się Murek. — A sprawa jest taka. Przed półtora rokiem została wywieziona do Argentyny i sprzedana handlarzom żywym towarem pewna dziewczyna, odznaczająca się niepospolitą urodą... Podobno piękna. Wiem, że była kiedyś fortancerką. Pomimo to wierzę zapewnieniom mego mandanta, że na taki los nie zasługiwała. Otóż chodzi o odszukanie jej. Zostawię panu tę oto kartkę, zawierającą wszystkie potrzebne dane. Nazwisko, daty, nazwę okrętu, nazwisko i adres właściciela domu publicznego w Buenos Aires, gdzie została zainstalowana i t. d. Ma to być dziewczyna wyjątkowo inteligentna, wykształcona i sprytna. Możliwe tedy, że sama już w jakiś sposób zdołała się uwolnić z rąk tych ludzi. W przeciwnym razie trzeba ją wykupić. Na koszty poszukiwań, wykupu i zaopatrzenia owej dziewczyny zmarły wręczył mi tę oto sumę.
Murek położył przed Lipczyńskim grubą paczkę banknotów:
— Jest tu trzydzieści tysięcy dolarów — wyjaśnił — zmarły sądził, że to musi wystarczyć, a i ja tak myślę. Oczywiście nie żądam od pana, by osobiście zajął się pan tą sprawą. Chodzi o nadzór i dysponowanie pieniędzmi. Zna pan napewno jakiegoś uczciwego i sumiennego adwokata, który weźmie sprawę do serca, a w razie potrzeby sam pojedzie, by poszukiwania przeprowadzić na miejscu. To już wszystko. Wiem, że to bezczelność narzucanie się panu z tą prośbą, ale naprawdę nie mam nikogo, komu odważył-