Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ska. Wychodziły zrana razem na przechadzkę i zaprzyjaźniły się jeszcze bardziej.
Murek mógł poświęcić tylko wieczory, rzadziej popołudnia. A i to stawało się coraz trudniejsze.
Po krótkim okresie rekordowego powodzenia, w Medanie zaczęło się dziać gorzej. Frekwencja spadała gwałtownie. Nie pomogła nowa wielka kampanja reklamowa. Medana opustoszała. Wreszcie Czaban zadecydował:
— Ludzie nie mają pieniędzy. Oto wszystko. Trzeba zatem obniżyć ceny.
Ceny obniżano z dnia na dzień i nasilono propagandę, ale i to nie dało spodziewanych skutków. Poraz pierwszy Medana nie wypłaciła miesięcznych pensyj swoim pracownikom. Bieżące weksle udało się prolongować tylko z największym trudem. Powszechny głód gotówkowy, mnożące się bankructwa i wogóle pogłębianie się kryzysu uczyniły drobnych kapitalistów szczególnie nerwowymi. To też wiadomości o kłopotach Medany odezwały się natychmiastowem echem. Pomniejsi akcjonarjusze nagwałt usiłowali pozbyć się swoich pakietów. Podaż akcyj obu Towarzystw przybrała charakter paniki. Napróżno zainteresowane banki i same zarządy Towarzystw zapewniały, że niepowodzenie jest chwilowe i minie wraz z sezonem wiosennym.
Banki belgijskie, finansujące elektrownię, zdecydowały się wreszcie na dorżnięcie przedsiębiorstwa. Nie otrzymawszy trzeciej kolejnej raty, wystawiły elektrownię w Medanie na licytację. Było to uderzeniem pioruna. Biura budowlane, wznoszące wokół Medany kilkaset will w celach spekulacyjnych, z miejsca przerwały budowę. W dziennikach zaroiło się od ogłoszeń, oferujących działki w Medanie.
— Warjaci, skończeni warjaci! — wołał Czaban. — Przyjdzie lato i będziemy mieli zatrzęsienie gotówki.
— Do lata trzeba wytrzymać — odpowiedział Murek.
— I wytrzymamy!