Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tajemnicą, że narzeczony z nią zerwał i wyjechał, przypisywaliśmy wszystko przeżyciom w związku z tem zerwaniem. Pewnego dnia zemdlała podczas swego dyżuru w szpitalu. Ordynator, który zaczął ją cucić, ze zdumieniem stwierdził ciążę.
— Psiakrew! — zaklął Murek.
— Mało tego — ciągnął chirurg. — Szpital jest pod opieką zakonnic, a dwie z nich były obecne przy cuceniu Miki. Wiadomość rozeszła się szybko i zwolniono ją natychmiast. Wprawdzie i tak nie mogałby teraz pracować, ale to zamyka jej drogę na przyszłość. Zrobiłem, co mogłem, a nawet mniej, niż mogłem, bo to biedactwo nie chce przyjąć żadnej pomocy. Wogóle nie chce nikogo widywać. Zamknęła się u siebie. Ledwie dała się uprosić, by przyjęła wizytę ginekologa.
Lipczyński westchnął i dodał:
— A ginekolog mówił mi właśnie wczoraj, że nie ma najmniejszej nadziei na pomyślny poród.
— To znaczy?...
— Daj Boże, by dało się utrzymać przy życiu matkę.
Murek siedział przez dłuższą chwilę w milczeniu. Nagle wstał i bez słowa wyciągnął do Lipczyńskiego rękę. On nie odezwał się również i tylko w przedpokoju jeszcze raz mocno uścisnął dłoń Murka.
W kwadrans później Murek dzwonił do mieszkania Miki. Dopiero po trzecim dzwonku, usłyszał jej głos:
— Kto tam? — pytała.
— Tu Murek, niech pani otworzy.
— Ach, to pan! — w jej głosie zabrzmiała wyraźna radość i otworzyła drzwi.
Wyglądała nieszczególnie, ale bynajmniej nie tak źle, jak mówił Lipczyński. W jej figurze znać było wyraźną zmianę. Mika podchwyciła spojrzenie Murka i zarumieniła się. Zaczęła mówić prędko i bezładnie o różnych rzeczach, jakby