Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przy herbacie prym w rozmowie wzięły panie i — jak zwykle w takich wypadkach — dyskusja z abstrakcyj przeszła do praktycznych dotykalnych spraw, stąd zaś do rzeczy osobistych. Ludzie ci znali się widocznie doskonale i mieli wielu wspólnych znajomych, gdyż materjału do ploteczek, bynajmniej jednak nie złośliwych, nie brakowało. Rostrząsano, dlaczego się niepowodzi temu, jak trzeba przemówić do rozsądku tamtemu, skąd są nieporozumienia wśród dawnych przyjaciół, gdzie możnaby znaleźć posadę dla bezrobotnego kolegi.
Przez cały wieczór Murek czuł się wśród nich nieco skrępowany, lecz nie żałował już, że tu przyszedł.
— Nie znudził się pan? — zapytała go Mika, gdy znaleźli się nauboczu — Prawda, jacy to mili ludzie?
— Niezwykle przyjemnie spędziłem wieczór i bardzo jestem pani wdzięczny, panno Miko — odpowiedział szczerze.
Wyszedł razem z doktorostwem Lipczyńskimi i z Kańskim, Kański jednak pożegnał się z nimi już na placu Wilsona i wsiadł do tramwaju, twierdząc, że na pieszy spacer do miasta nie ma czasu.
— Dziwny człowiek — powiedziała po jego odejściu panna Nawieyska.
— Artysta — tonem usprawiedliwienia odpowiedział Lipczyński.
— Może... Jednak obawiam się, że Mika nie zrobiła dobrego wyboru.
— Moja droga — uśmiechnął się do niej doktór, — oni jeszcze nie są po ślubie.
— I mam wrażenie, że nigdy nie będą — dodała jego żona.
— I tem lepiej dla niej — zakonkludowała ich kuzynka i zwróciła się do Murka: — Ale pan gotów nas posądzić o brzydką obmowę.