Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiarni był niedozwolony wyszynk alkoholu. Zatem popili się i doszło do strzelaniny. Jeżeli zaś policja polityczna miała już Kuzyka na oku, powstanie koncepcja samosądu partyjnego. Tak czy owak policji trudno będzie wpaść na ślad Murka. Już łatwiej komunistom. Kuzykowa wprawdzie nie zdradzi się, że w przeddzień towarzysz Garbaty był u niej, ale czeladnicy ze stolarni mogą naprowadzić wywiad partyjny na ślad Arletki. Stąd wszakże daleko do niebezpieczeństwa. Pozostaje niebezpieczeństwo konfrontacji z tymi bojowcami, którzy widzieli Murka w towarzystwie rzekomych prowokatorów. Kuzyk jednak nie miał prawa powiedzieć im, że ten mężczyzna z brodą jest towarzyszem Garbatym. I napewno nie powiedział wogóle nic. Zatem to, że Murek przysiadł się do tamtych, mogło być zupełnie przypadkowe. Poszlaki, lecz nic pewnego.
Całe to rozumowanie o własnem bezpieczeństwie opierał Murek jednak na szeregu hipotez. Byłyby uzasadnione, jeżeli Piekutowski, Majster i Kuzyk nie żyją. Jeżeli nie zdążyli przed śmiercią złożyć żadnych zeznań. Jeżeli przedtem Kuzyk nie wygadał się. Słowem, jeżeli cały plan się udał.
Byłoby jednak szaleństwem wracać do domu, czy bodaj szukać schronienia u Czabanów na Skolimowskiej, zanim wszystko się nie potwierdzi. Pozatem zwykłe przygodne spotkanie na ulicy któregokolwiek z piątki, pociągnęłoby za sobą cały łańcuch komplikacyj. Tak, czy owak, należało na dzień lub dwa, zginąć z horyzontu, no, i nie pokazywać się więcej z tą brodą.
Wysiadł na placu Wilsona, wstąpił do cukierni i zatelefonował do Arletki:
— Zdaje się, że wszystko będzie pomyślnie — powiedział krótko. — Gdy tylko będę mógł, przyjdę. Nie niepokój się.
Usiadł i kazał sobie podać szklankę kawy. Zgóry zapła-