Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śmiechem, lub zapomniał się i zamiast wbijać sobie w pamięć przeczytane informacje, bawił się tem, jak humorystyczną lekturą. Przecież nie dla rozrywki wydał trzydzieści kilka złotych. Była to inwestycja, na której miał oprzeć swój byt.
Jednocześnie zaczął szukać mieszkania. Wziąwszy pod uwagę swoje możliwości finansowe, kwestję klienteli i własnego bezpieczeństwa, postanowił zainstalować się w dostatecznej odległości od Solca i wynajął sobie pokój w oficynie, przy placu Zbawiciela. Kamienica była duża i przyzwoicie utrzymana, mieszkanie na drugiem piętrze, należało do staruszki, wdowy po niegdyś słynnym — jak zapewniała — tenorze. Sama wdowa, pani Relska, była zamłodu aktorką dramatyczną, obecnie zaś żyła „z własnych funduszów”, co w tym wypadku oznaczało, iż swe skromne potrzeby zaspokajała z dochodziku, jaki dawało mieszkanie: z sześciu pokojów odnajmowała pięć.
Pani Relska objaśniła Murka, że salon i gabinet zajmuje pewien przemysłowiec śląski, który mieszka stale w Katowicach i przyjeżdża stosunkowo rzadko, buduar wynajęty jest pani Juraszkowej, żonie pułkownika, która, chociaż rozeszła się z mężem, — bo tacy to teraz mężowie, — jednak może uchodzić za wzór przyzwoitości i wypłacalności. W dawnym stołowym stoi fortepian — i tu właśnie mała niewygoda — serdeczny kolega zmarłego męża pani Relskiej, profesor Leliwa, daje lekcje śpiewu. Ale tylko w godzinach rannych, od dziewiątej do pierwszej. Potem w mieszkaniu panuje wzorowa cisza.
Pokój wolny nie prezentował się zbyt efektownie. Miał jednak i ważne zalety. Przedewszystkiem był duży, podrugie łóżko stało za kotarą, jakby w niszy, potrzecie robił wrażenie poważne, niemal ponure. Po długich targach, ugodzili się na sześćdziesiąt pięć złotych miesięcznie i Murek sądził, że sprawa jest załatwiona, gdy staruszka zapytała: