Strona:Droga Chrześćianina Pielgrzymuiącego ku zbawiennéj Wiećznośći.pdf/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
183
Pielgrzymuiącego ku Wiecznośći.

Chrześćianin: To prawda, mogłby był mieć ztąd wielką pociechę, gdyby umiał tego zażyć, iakby był powinien czynić; ale mnie twierdzono, że mniey to ważył przez całą ſwoię drogę, a to z okkazij wielkiego ſtrachu, ktorym ci niezbożni ludzie naſtraſzyli go, i owſzem długo mu to nie przyſzło na pamięć, i gdy wſtąpiły mu te kleynoty przecię na myśl i że chciał nimi ſię ucieſzyć, nie mogł, bo go ta utrata iego tak barzo opanowała, że wſzyſtkie inne myśli zatrudniła.

Ufaiący: Ach biedny człowiek! Iakże go trzeba żałować, coż to za utrapienie jego bydz musiało, gdy ſię widział tak bydz obnażonym i tak okrutnie ranionym, a ile w kraju cudzym, gdzie na ten czas był: iak on z tego wielkiego ſmętku i nie umarł, ale też iako mi czyniono relacyą [nowinę], przez całą drogę jego nie było nic inſzego ſłuchać, tylko że wzdychał i gorzko płakał, powiadaiąc przed każdym ſpotykaiącym o ſwoim okrucieńſtwie, ktore ponioſł, co ſtracił i co ucierpiał. A i to dziwna, że w tak gwałtowney potrzebie ſwoiey niepokusił ſię, przedać tych kleynotow, aby miał co potrzeba do wygody w drodze ſwoiey.

Chrześćianin: Mowiſz o tym, moy bracie, iako człowiek, ktory ieſzcze ma powleczone błąką oczy ſwoie, bo powiedz mi, proſzę cię, na cożby on też mogł zamieniać kleynoty, albo ktoby też ie kupił w całym tym kraju, gdzie go rozbito? Takie kleynoty nie ſą bynaymniey w cenie, nad

to


13