Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tworząc takąż piramidę, jak ta, rządowa, w której kiedyś był jedną z doskonałych dopasowanych cegiełek.
Uświadomienie sobie własnej przydatności w tej nowej piramidzie przyniosło Murkowi wielką ulgę, wypełniło próżnię, ustabilizowało go w nowym świecie.
Wiedział znowu, czem jest, co ma robić i poco istnieć. A to, chociaż nie dawało wszystkiego, dawało wiele. Dawało spokój i możność pogodzenia się z losem.
Nauczył się przytem jednej rzeczy: konspiracji. Była ona czemś w rodzaju dobrze znanej z dawnych czasów — tajemnicy urzędowej. Nauczył się sztuki zupełnego panowania nad swemi odruchami, odliczania słów, odmierzania gestów, usłużnych i totumfackich uśmiechów w rozmowie ze zwierzchnikami w warsztatach, operowania mimiką przy agitowaniu robotników, posługiwania się całym arsenałem środków, może niezbyt pięknych, lecz koniecznych. Koniecznych nie tylko w podziemnej pracy partyjnej, lecz — jak wielekroć się przekonywał — na każdym terenie, w całem życiu.
O ileż teraz czuł się dojrzalszym, o ile bardziej doświadczonym i zręczniejszym od tego Murka, który bezkarnie i niezasłużenie został wyrzucony z magistrackiej posady i pozwolił się zepchnąć pod powierzchnię.
Znacznie więcej wiedział teraz o sobie, znacznie lepiej rozumiał siebie i innych. Szkoła materjalizmu komunistycznego nie poszła na marne. W jej betonowej świątyni nie było miejsca na chwasty przesądów, na kwiatuszki złudzeń. Sceptycyzm, jak kwas siarczany, wypalał do korzeni wszelkie naiwne roślinki, które przesłaniały dawniej matematyczną architekturę prawd ludzkich. W tem wszystkiem światu było może mniej pięknie i chłodniej, surowiej, lecz zato jaśniej i prościej.
Patrząc przez to na swoją przyszłość, patrząc na zmiany w samym sobie i ogromne przeobrażenia w panoramie świa-