Przejdź do zawartości

Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Owszem, czuję je w odpowiedniem miejscu. Aż tu od nich siedzieć niewygodnie.
— To nie argument — pobłażliwie uśmiechnął się Murek.
— Nie argument? Pętaku! Czy ty myślisz, że argumentów mi brak? Patrz, pętaku! — jednem szarpnięciem odsłonił chudą, owłosioną pierś. Pod prawym obojczykiem widniała duża, głęboka blizna. — Widzisz?... To od kuli. Z frontu. Za państwo, za naród, za ojczyznę. A zobacz, tam, na plecach. Widzisz?... To gumy. Od państwa, od narodu, od ojczyzny!...
Zaśmiał się i splunął:
— Państwo? A cóż mi to państwo daje?...
— Co ty jemu dajesz? — zmarszczył brwi Murek.
— Ja? Służę. Służę chętnie tem, co posiadam, całym moim żywym inwentarzem. Będzie tego, ze trzy kopy. Ale państwo moich wszy nie chce. I cóż mnie po państwie? Że mnie obroni od Niemców, czy Rosjan?... Ależ mnie naplewać na to, czy będzie mnie zamykał w areszcie przodownik, czy krasnyj komisarz, czy niemiecki szupo!
— I pewno! Jaka różnica? — odezwały się liczne głosy.
— Jedna cholera! — przytwierdził Cipak.
— A naród?... Czy będę przeklinał po polsku, czy po angielsku, to mi też chyba wszystko jedno. Tak samo z tym obowiązkiem wobec społeczeństwa. Za cóż to mamy być mu obowiązani? Za te nary, za te łachmany? A może za to, że tropią nas, jak dzikie zwierzęta, że niszczą, jak pluskwy? Co nas z tem twojem społeczeństwem łączy? Nic, oprócz tych ochłapów, które czasami możemy im od pyska wyrwać, żeby nie zdechnąć z głodu. Idźże, pętaku, do tego społeczeństwa! Niech ci ono choć jeden palec poda!...
Cipak wtrącił słówko i audytorjum zaśmiało się głośno.
— Frajer jeszcze z ciebie — mówił Niżynier. — Dęty frajer. I co to wogóle jest to twoje społeczeństwo?... Też puste słowo. Niby kto?... Kamieniczniki, spasiona ich mać,