Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwami i wówczas jednak nie zapominając o misternej, długookresowej i wyszukanej formie zdań.
Tak przemawiał do szerszego audytorjum. Natomiast w rozmowie z poszczególnymi interlokutorami wyrażał się mniej kwieciście.
I teraz, skończywszy tualetę i otrzymawszy z rąk Rasputina kubek z kawą, a z rąk Hrabiny pajdę razowca, przysiadł obok Murka na wilgotnej jeszcze pryczy i wydobył z kieszeni kawałek kiełbasy. Przeciął ją na pół i podsunął Murkowi:
— Masz, Mecenas. Bez kiełbasy chleb swego ślizgu nie ma.
— Dziękuję, ale cóż ja tobie będę zabierać...
— Wtranżalaj, nie pytaj — wielkodusznie machnął ręką Cipak.
Jedli w milczeniu, poczem Cipak wydobył z za wstążki kapelusza dwa papierosy i znowu poczęstował Murka. Natychmiast otoczyło ich kilku kandydatów do „sztachnięcia się”.
— Mecenas, daj raz pociągnąć!...
Przezwisko Mecenasa przyczepiło się do Murka stąd, że niektórzy „berlińczycy” widywali go dawniej przed Sądem na Miodowej. Nazywano go też Trzewikiem. O prawdziwe nazwisko nikt tu nie pytał i nikt nie dbał. Byli i tacy, jak Pop, naprzykład, którzy wogóle swego własnego nazwiska zapomnieli. I nie dziwne to było, gdyż przez kilkadziesiąt lat go nie używał. Do każdego zato niewiadomo jak i kiedy przylepiały się jakieś przezwiska. Sztabskapitan zyskał swoje z przymówki, którą posługiwał się stale: — Ja ciebie w pieczonkę sielezionkę!... Pop dostał swoje za brodę i długie włosy, spadające siwemi kosmykami aż na plecy. Tacok od galicyjskiego „ta co?”, a Cipak stąd, że mówił często:
— Na kogo się cipasz, lebiego?