Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przecenia pan mnie, panie Franku — powiedziała. — Jestem stokroć gorsza, niż pan sądzi. Jestem zła i nie zasługuję na pańską miłość.
— O, nie — potrząsnął głową.
— I nic panu nie mam do zarzucenia. Zapewniam pana. Wcale ciężko nie pracuję. Nie zależy mi na przyśpieszeniu małżeństwa. Jestem jeszcze bardzo młoda.
W jego oczach zakręciły się łzy.
— Co pan wyprawia! — zauważyła strofującym tonem.
— Niro, moja jedyna, najukochańsza, Niro. Ja wiem, że nie jestem pani wart. I... i muszę jeszcze coś pani wyznać. To jest bardzo ciężko. Ale nie mam prawa oszukiwać pani. Tylko błagam i proszę o trochę litości. Może pani potrafi mi to wybaczyć. To naprawdę stało się jakoś wbrew mojej wiedzy... To jest, nie wiedzy, lecz woli. Chwila słabości, zapomnienia, czy ja wiem...
Nira zdziwiła się:
— O czem pan mówi?
— Tak, muszę powiedzieć pani całą prawdę, całą prawdę — powtarzał prędko, aż słowa zlewały się. — Całą prawdę o tem co zrobiłem, co obciąża moje sumienie i nawet całą moją przyszłość. Ale przysięgam pani, że przeklinałem siebie za to. Czy pani mi uwierzy?... Czy pani będzie zdolna mi przebaczyć?...
— Nie zamordował pan chyba nikogo? — zdumienie Niry wzrastało.
— Nie, może nawet gorzej — mówił rozgorączkowany. — Popełniłem podłość wobec pani i wobec jednej kobiety. Nikczemność. Tak, trzeba to nazwać po imieniu, nikczemność.
Zniecierpliwiła się:
— Niechże pan nareszcie wykrztusi!
Murek opuścił głowę i po dłuższej pauzie szepnął:
— Ja mam dziecko.