Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No... jaśnie pan. Starsza jaśnie pani to chyba wykituje z tego wszystkiego...
Przeraźliwy spazmatyczny krzyk kobiecy ostrym piskiem rozległ się gdzieś bliżej:
— Morderca! Ratunku!... Morderca...
Murek rzucił na ziemię kapelusz i skoczył przez otwarte drzwi. W hallu na środku leżał wywrócony wielki fotel i stolik z porcelaną. W gabinecie na ciemnym dywanie widniały rozrzucone części męskiej i kobiecej garderoby. Pod obcasami zatrzeszczało szkło rozbitej lampy. Przez palarnię Murek wpadł do buduaru, gdzie na podłodze kłębiło się kilka osób. Chrapliwy bas Horzeńskiego charczał urywanie:
— A masz, a masz, a masz... wiedźmo, masz...
Czyjaś głowa miarowo uderzała o podłogę...
— Złodziej, morderca!... — piszczał kobiecy głos.
Z przewalającej się kupy sterczały gołe kosmate i chude nogi Horzeńskiego. Jedną z nich ciągnęła oburącz marszałkowa Radecka, której siwe włosy prawie zakrywały twarz. Pokojówka Milcia walczyła w środku, gdzie w strzępach różowej koszulki z twarzą ociekającą krwią, leżała nawznak owa ruda, do której przywarła pani Horzeńska. Jej mąż usiłował oderwać jej ręce od ofiary, a ciotka Leokadja biła go popielniczką po głowie. W pewnej chwili Horzeński wierzgnął nogą i marszałkowa Radecka, niczem wyrzucona z katapulty, przemknęła z nieludzkim krzykiem obok Murka i uderzając całym ciężarem o misterne biureczko w rogu pokoju, legła z trzaskiem w jego gruzach.
Murek, szybko zorjentowawszy się w sytuacji, zrzucił palto, przeskoczył przez Milcię i upatrzywszy dogodny moment, chwycił pod ramiona rudą pannę. W następnej chwili, zapewniwszy sobie równowagę w rozstawionych nogach, — szarpnął z całej siły. Piekielny wrzask towarzyszył temu cesarskiemu cięciu. W rękach pani Horzeńskiej