Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czoły, a na zakończenie krem z konfiturami. Ci ludzie przejadali sumy!
Czarną kawę podano w hallu, gdzie też rozstawiono stoliki do brydża. Dr. Murek skorzystał ze sposobności i wszedł za Nirą do buduaru.
— Jaka szkoda — zaczął — że będę musiał grać. Tyle sobie obiecywałem...
Nie dokończył i uśmiechnął się prosząco. Nira spojrzała nań roztargniona:
— Ach tak — powiedziała bez intonacji.
— Pani miała dziś jakieś zmartwienie, panno Niro?
— Ja? — zdziwiła się i niespodziewanie roześmiała się wesoło i szczerze — ależ wprost przeciwnie!
Dziwnie onieśmielił go ten wybuch wesołości.
— Nie rozumiem — zająknął się — bardzo się cieszę, ale myślałem... Pani źle wygląda...
— Ach, rzeczywiście — spojrzała w lustro — przepraszam, panie Franku... Tak, tak, bolała mnie głowa. A... a cóż pan?... Dużo było dziś roboty z tym kontrolerem?
— Nareszcie skończyła się — zatarł ręce. — Gąsowski wyjechał.
— Samochodem? — zainteresowała się.
— Jakim samochodem?... Cóż znowu, koleją. Przypuszczam, że koleją, bo i przyjechał...
— Nie wiem, ktoś mi wspominał, że miał go zabrać pan Junoszyc swoim Mercedesem.
— Skądże... Wątpię...
— Może mi się przesłyszało — wzruszyła ramionami.
— A kto o tem mówił?
— Och, jakiż z pana nudziarz. Nie pamiętam — w jej głosie zabrzmiało zniecierpliwienie.
— Niech pani wybaczy, panno Niro — z nabożeństwem wziął jej rękę i pocałował, — zastanowiło mnie to... Ze