Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obiad, gdzie Mina wystąpiła z arcydziełami kuchmistrzowstwa. Jednak, pomimo darów i przysmaków, między zgromadzonemi ciągle jeszcze panowała niejaka sztywność. Było do niéj kilka powodów; najprzód, obecność Pastora, zajmującego poczesne miejsce u stołu, mroziła świeżo przybyłych gości, którzy jeszcze nie przywykli do Gdańskiéj mieszaniny wyznań; a przytém, w każdéj rozmowie, potrącano co chwila o tysiąc szczegółów z przeszłości, przy których ci i owi wzajem się boczyli. Chłodne więc, iście purytańskie, było to wesele.
Dopiero wieczór, ostatnie lody stopniały w Artus-hofie, gdzie na wniosek Burmistrza Freimutha, Gilda Ś-go Krzysztofa wyprawiła ucztę dla Państwa Rajcostwa.
Co prawda, z początku Pan Burmistrz był nieco markotny, że Pani Flora oddała innemu tę szacowną rączkę, o którą on niestety, jako człowiek żonaty, niemógł się dobijać. Ale mądra Pani Schultzowa, kilku słowy czy kilku spojrzeniami, umiała go tak udobruchać i rozruchać, że teraz przewodził wieczerzy, promienny jakby sam król Artus, a za jego przykładem rozruszali się i wszyscy inni.
Ba! Nietylko panowie, ale nawet i słudzy.
Maciek tak był uszczęśliwiony pomyślnym zwrotem w losach swego pana, że kogo spotkał, to i ściskał. Nawet gdy spotkał Kubę Grubaska, to i jemu rzucił się na szyję, wycałował go w oba policzki, a chcąc się przed nim pochwalić sutością swego mieszka, (który u Pani Starości-