Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/345

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

złożyć Waszeci, tak od siebie jak od całéj naszéj familii, przednio zaś od naszéj Pani Matki. Poczém, śmiem się dopraszać téj łaski, abym nakoniec mógł przywitać moją Pannę Siostrę.
— Wszystko to dobrze, — odparł ciągle zamyślony Majster — jeno bym ja rad wiedział, jakowym to sposobem Hedvich zwąchała się z tą swoją nową familią? Gdzie znalazła takowego mądrego ambasadora, co wszystko to zweryfikokował? Boć ona i na krok nie wyszła z domu, a przecie duchy niebieskie jéj nie usługowały?
— A właśnie że duch jéj usłużył. — Ozwał się jeden z młodzieńców. — Duch umarłego. On człek coś go Waszeć zabił, ten z Boskiego wyroku stał się jéj mścicielem.
Tu młodzieńcy rozsunęli się z brzękiem szabel, i sam IMci Pan Kaźmiérz Korycki stanął przed Panem Rajcą.
Spojrzeli sobie oko w oko.
Nastała chwila ciężkiego milczenia.
Wszyscy przypatrywali się Majstrowi z ciekawością, ale twarz Pana Schultza nie okazała owego przestrachu ani przygnębienia, jakich się po nim spodziewano. Po chwili tylko szyderczo się uśmiechnął, i rzekł:
— Aha! To on tak był zabit? No, teraz rozumiem.....
Tu Burmistrz położył mu obie ręce na ramionach, i mówił z rodzajem rozczulenia:
— A co? To druga złota nowina jaką ci przynoszę. Ciesz-że się Majsterku. Już krew