Nie pokazał jednak żadnego zmieszania wstał powoli z patrycyuszowską wspaniałością, i rękę o stół oparłszy, czekał na wybuchnięcie burzy.
Tymczasem zamiast burzy, czekało go zupełnie co innego.
Pan Freimuth słodko uśmiechnięty, szedł ku niemu z otwartemi objęciami, jedną ręką dłoń jego ścisnął, a drugą klepał go po ramieniu, i mówił:
— Kochany Rajcusiu! Stary amikusie! Przynoszę ci złote nowiny! Ale to szczerozłote!
— Co takiego? — Pytał, jeszcze nierozchmurzony Majster.
Pan Burmistrz, pokazując młodzieńca o błękitnych oczach, rzekł z niejaką dumą:
— A najprzód, oto jest JMci Pan Starościc Władysław Nałęcz, Rotmistrz chorągwi pancernéj, brat Panny Hedwigi.
— Co? Znowu brat? — Zapytał Pan Schultz z przekąsem.
— A tak, znowu brat. Ale na ten raz veritabilis, najveritabilszy. Dziś rano, Pan Starościc razem z temi oto swojemi świadkami, stawił się u nas w Urzędzie, i wylegitymował dokumentnie prowenencyę Panny Hedwigi.
— Aha! I gdzież ten dokument? — Zapytał drwiąco Majster.
— Oto jest. — Odparł Pan Władysław, pokazując Szkaplérz, i wyjmując z niego zżółkłą kartkę. — To babki naszéj pisanie, propria manu. I Szkaplirz Pani Matka poznała, i szatki niebieskie
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/343
Wygląd
Ta strona została przepisana.