Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszakci on niedawno z konia zsiadł? A co gorzéj, niedawno z łoża wstał? Wszakci on kulą był połupan, i jeszcze wygląda jak mizerak? Może-by chciał choć tę jedną noc się wywczasować?
Tak nalegała słowami, ale oczy jéj, wlepione błagalnie w Pana Kaźmiérza, mówiły co innego. Pan Kaźmiérz nie potrzebował podniety jéj błagań. Zerwał się i krzyknął:
— Ja? Wywczasować? A toć ja pono i tak oka nie zmrużę, dopóka nie zliberujem Panny Starościanki. A żebym był i na dwie połówki przełupan, tobym się kazał zszyć różową nicią, i siadł niemieszkając na koń, jak to natychmiast uczynię.
Tu Pan Dederko podniósł kielich i zawołał:
— Oto mi godne kawalery! Takich lubię! Zdrowie dwóch zacnych przyszłych szwagrów!
A gdy fanfara przecięła mu dalsze słowa, odwrócił się gniewnie.
— Cicho, muzykusy! Jeszczem nie skończył. Owóż tedy, powiedam, zwyczajna Msza jest piękna, ale z assystą piękniejsza. Grodziż się i tę nabożną akcyę odbywać bez assystencyi? Wiem-ci ja wprawdzie, że takie dwa Hektory gotowe są zmódz i całą armię dyabłów heretyckich, wszelako sukkurs nigdy nie zawadzi. Ja tedy zapisowam się pod chorągiew opprymowanéj niewinności, i takoż z Waszmościami jadę. Kto więcéj chce jachać? — Zapytał, oglądając się po zgromadzeniu.