Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

le czterech latek, i nigdy my jéj niemogli odszukać.
— Czy może to być? — Odparła Panna Młoda, którą także wzruszenie zaczęło już ogarniać.
— Cztery lata! — Powtarzał Kaźmiérz. — Toć można już coś pamiętać. A Waszmość Pani Krystyno, nic nie pomnisz? Jak się zwali ci rodzice? To miejsce gdzie siedzieli?
— A Boże mój! Żebym-ci ja to była wiedziała, toby mię Pani Starościna była zaraz do nich odwiezła. Ale mały dzieciak takowych rzeczy niewié.
— I nic nie wspominasz sobie, nic?
— A juści, pomnę różne rzeczy, jeno takie co się na nic nie zdadzą.
— A może się i zdadzą? Proszę jeno powiedaj, bo ze mnie dusza chyba wyjdzie.....
— Owóż tedy, — mówiła Panna Młoda powoli, przesuwając rękę po czole, — pomnę Panią Matkę, że była cieniuchna.....
— Tak, tak, była subtelna, i nie wysoka.
— I nie wysoka. I miała u pasa rożańczyk, to ja się z nim precz bawiłam.
— A miała, miała, i ja pamiętam.
— A Pan Ociec owszem był duży, i wąsy miał okrutne, aż ja ich się bojałam.
— Siwe, co?
— Ale gdzież znowu? Czarniusieńkie, jak wiszące dwa pióra od kruka.
— No tak, prawda, wonczas one jeszcze były czarne. Tak, Pan Ociec i dziś ma wąsy długie, o..... tyle. A wżdy to jeszcze nic nie zna-