Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cie zrobić. Ja licha dziewczyna, i jeszcze we więzieniu, co ja poradzę? Wacpani takoż, jeno białogłowa. Tu trza nam człeka łepskiego i przywiązałego, coby pojachał, szukał, weryfikował.
Ach, żeby Pan Kaźmiérz był przy zdrowiu.....
— Tak, ale nie jest przy zdrowiu, i nie zara będzie. A to rzecz pilna, pilniejsza nad wszelakie jensze.
I obie długo zamieniały spojrzenia pełne troski. Nagle Hedwiga uderzyła się ręką po czole.
— Już mam! Ociec Damian! To człek mądry i dla mnie przyjaźliwy. Poproszę go wedle spowiedzi. A potém pokażę mu ten papiérek. Jeśli kto pod słońcem, to chyba on, poradzi co tu robić.
— Niebieską inspiracyę Pan Bóg zesłał Wacpannie. Powiem ja Panu Majstrowi, jako Wacpanna w swojéj dezolacyi chcesz się pokonsolować spowiedzią. Tegoć on chyba nam nie zrekuzuje. Ale schowaj Wacpanna głęboko ten dokument, boć to nad wszelakie złota i karbunkuły.
Hedwiga oddarła kawałek od poszarpané krézy, włożyła weń płatki Szkaplerza i obie karteczki, wszystko sznurkiem obwiązała, i nadziawszy nową suknię, za stanik wsunęła.
Już téż i czas naglił. Za drzwiami odzywały się coraz głośniejsze stąpania i krząkania. Pani Flora zapukała, Majster ją wnet wypuścił, i zapytał:
— No, cóż tedy?