Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tu, skłoniwszy się do jéj ucha, wyszeptał jakoweś zwierzenie, które musiało ją niepomału wzruszyć, bo chwyciła się oburącz za głowę, (co prawda, ostrożnie, aby nie potargać wymuskanych włosów,) i zawołała:
— Święta Floro! Z takowéj wysoczyzny? I to jeszcze z drugą personą? Ależ to perykulum okrutne?
— Co za perykulum dla morskiego człeka?
— Ale czy ona będzie chciała się tak zrezykować?
— Jeśli mnie miłuje, to się zrezykuje. Zawdy by ja rad, abyś ją Wacpani mogła poświadomić, bo gdyby przyszło w saméjże akcyi dopiero parlamentować, to by my dużo czasu zmarnowali. Jeno niewiem, czy ten dziad Wacpanią drugi raz do niéj dopuści?
— Ojoj! Czemu niéma dopuścić? Jeszcze się ten nie urodził, coby mej woley przeszkodził.
— Anioł z Wacpani. Teraz tedy nic nie ostaje mi, jeno ucałować rączki naszéj Dobrodziki, z dziękowaniem setném za jéj łaskę, — i uciekać precz, bo mam jeszcze kupę roboty na głowie. Muszę po raz wtóry prosić Oćca Celestyna, aby rankiem znów ze stułą czekał.....
— Oj, to to. Xiądz przedewszystkiém, kawalerze.
— Muszę sobie sprowadzić kilku zacnych kompanów, aby przy szlubie stanęli mi na świadki — muszę sobie sprokurować instrumenta do onéj expedycyi — przytém koniki dla nas, gdzieś tu w somsiedztwie ulokować. — Pozwolisz tedy Wac-