Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, jam twoją..... czyń co jeno chcesz..... Kiedy nagle, słowa te zamarły jéj na ustach, a w zamian, inne z nich wybiegły:
— Co to jest? Idą po mnie, czy co?
Spostrzegła bowiem na ścianie przeciwległéj kamienicy, ruszające się widmo czerwonawéj łuny, a zarazem rzecz straszna stanęła jéj w pamięci.
— Jezu! Klucz odkręcon!
Z tym głuchym wykrzykiem, wydarła się z objęć zdumionego Kaźmiérza, i jednym rzutem aż do drzwi sięgnąwszy, z całych sił, obu rękami, zaczęła przytrzymywać klamkę.
Pan Kaźmiérz, któremu postać Hedwigi zasłaniała dotąd widok Bursztynowego Domu, teraz dopiéro zobaczył, że przez dolne okno biła światłość, któréj odblask tworzył ową czerwonawą smugę.
Hedwiga, ciągle drzwi przytrzymująca, ciągle szeptała głosem pełnym przyrażenia i błagania:
— Na miłość boską! Nie pokazuj się, bo mię zgubisz! Uchodź! Jeśli mnie miłujesz, uchodź!..... Ach, już niemogę.....
Napór z drugiéj strony stawał się zbyt mocny. Puściła klamkę — i drzwi się roztworzyły.



Kaźmiérz nie uszedł. Stał nieruchomie pod murkiem, z ręką przy kordelasie, z oczami ro-