Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jeśli strój pięknéj wdowy zwracał oczy swoją krasą i wybujałą pełnią kształtów, za to ubiór Hedwigi odznaczał się wstrzemięźliwością barw i kroju. Szła ona drobnym kroczkiem po drugiéj stronie Pana Schultza, z oczami utkwionemi w ziemię; dzięki jednak znanéj panieńskiéj sztuce, mimo spuszczonych powiek, widziała wszystko i wszystkich, a już co najpierwéj dostrzegła, to żółty «szustokor» pod filarem. Na ten widok zaćmiło jéj się w oczach, ale i tu panieńskie czary przyszły jéj nieomylnie w pomoc, i choć tylko już wpół przytomna, szła daléj, niby przez sen płynąc, i budząc w koło miłe szmery.
Suknia jéj nie była dziś niebieska w białe floresy, ale biała w niebieskie ciągnione kwiateczki. Uszyta ze wschodniego, pół-przezroczystego «persu,» sięgała po samą szyję, bo Pan Majster, czy zazdrosny o widok jéj wdzięków, czy przejęty purytańską surowością, pomimo nalegań Pani Flory, nie pozwolił na żaden sposób aby miała stanik wycięty. Więc w koło jéj szyi marszczyła się jak zawsze stokrotkowa kréza, tylko zrobiona z koronki nierównie piękniejszéj niż codzienna. W złotych włosach miała jak zawsze bramkę z błękitnéj wstążki, ale dziś był na niéj naszyty djadem z bursztynowych kwiatów, prześlicznych, mgławo- przejrzystych, trzęsących się za każdym jéj ruchem jak światełka. U drobnych uszu wisiały takież same kolczyki, obrobione w kształcie serduszek. W pasie téż owinęła się bursztynowym sznurem, którego ziarna grube, równe, białawe, spadały na przód sukni jakby